sobota, 31 marca 2012

GODZINA DLA ZIEMI - przyłączysz się? :)

A Wy macie już swoją świeczuszkę?
Jeżeli nie to czym prędzej udajcie się do Rossmanna, by ją zakupić :)
Kosztuje tylko 5zł, a cały dochód będzie przeznaczony na nasze polskie misie! :)
Zachęcam do wzięcia udziału w tej akcji, tak niewiele to kosztuje!
I pamiętajcie, dziś o 20.30 gasimy światło!

piątek, 30 marca 2012

Catrice Ultimate Colour, 050 Princess Peach

Witajcie :)
Dziś przedstawię Wam kolejną szminkę... Kolejną ulubioną ;))

Catrice Ultimate Colour, 050 Princess Peach; 3,8g; 17-18zł.
Doskonały kolor gwarantowany. Pomadki posiadają gładką i kremową konsystencję. Bardzo trwałe, dostępne w 18 kolorach - jasnych i uwodzicielskich oraz wielu innych.

Moje pierwsze "łał" to był kolor. Szukałam czegoś do ust wpadającego w pomarańczowe czy brzoskwiniowe tony. Jak widać znalazłam :) Szminka jest absolutnie kremowa, ale nie rozlazła. Pięknie i delikatnie pachnie, a w smaku mi nie przeszkadza. Sam kolor jest widoczny na ustach i co najważniejsze - wygląda całkiem naturalnie (w sensie, że nie świeci po oczach :)). Przyjemna odskocznia od wszędobylskich róży i nudziaków. Trwałość jest do przyjęcia. Biorąc pod uwagę moje łakomstwo i nałogowe picie herbaty lwia część pomadki utrzymuje się z godzinę? W każdym razie nie schodzi całkowicie, bo usta są cały czas ładnie zabarwione. Bez jedzenia czy nałogowego picia pozostaje na ustach dłużej. Po jakimś czasie lubi się zbierać w jednym miejscu (widoczne na zdj.3). Nie wysusza, ale trochę zasycha.
I całkiem przypadkiem wyszło mi dzisiaj ciekawe połączenie kolorów :)


Kolor jest naprawdę piękny i serdecznie go polecam! Myślę, że na wakacje będzie idealny. Chociaż ja sama używam go już teraz :)

Malujecie usta innymi kolorami niż czerwień i róż?

Pozdrawiam serdecznie!
bG

czwartek, 29 marca 2012

VIPERA Cosmetics, Jumpy nr 161

Witajcie :)
Zgodnie ze swoim postanowieniem trzymam się moich wiosennych kolorów :) Dziś przyszedł czas na zmianę warty na paznokciach! Przedstawiam Wam...

VIPERA Cosmetics, Jumpy, lakier do paznokci nr 161; 5,5ml; ok.3,50zł.
Supernowość - minilakiery Jumpy w 60 modnych wariacjach kolorystycznych! Idealna pojemność do torebki i na wyjazd. Kremowa konsystencja i sprawny pędzelek. Odporny na odpryskiwanie. Długotrwały połysk. Zgodnie z normami Unii Europejskiej lakier nie zawiera chemikaliów przyśpieszających degradację paznokci: toluenu, ftalanu dwubutylu, aldehydu.


Piękny, nasycony fioletowy kolor. Do uzyskania ładnego krycia potrzebne są dwie cieńsze warstwy lub jedna grubsza. Osobiście polecam tę pierwszą opcję. Lakier szybko wysycha, nie odgniata się. Konsystencja całkiem przyjemna, kremowa. Nie jest gęsty ani rzadki, nie rozlewa mi się po skórkach. Trwałość również dobra! Zawsze utrzymuje mi się około trzech dni bez uszczerbków, czasami nawet dłużej! Moja baza pod lakier to niezmiennie od bardzo dawna Eveline 8w1 Total Action - polecam!

Cóż więcej dodać, lakier naprawdę godny polecenia! Tani i przyjemny w użyciu!

Znacie Jumpy? :)

Pozdrawiam serdecznie!
bG

środa, 28 marca 2012

Kobo Professional, Fashion Colour 111 Coral Chic.

Witajcie :)
Słowo wstępu będzie krótkie :) Powiem tylko tyle, że moja miłość do wszelkiego rodzaju mazideł do ust rośnie w zastraszającym tempie! Kiedyś - przeciwniczka szminek. Dzisiaj? Miłośniczka! Dopiero zaczynam odkrywać ich tajemnice, ale myślę, że już natknęłam się na prawdziwą perełkę! Oto ona:

Kobo Professional, Fashion Colour 111 Coral Chic; 15,99zł.
Kremowa pomadka do ust. Zdecydowane kolory i doskonale podkreślone usta. Kremowa formuła wzbogacona o liczne składniki odżywcze, ochronne i pielęgnacyjne, nadaje ustom miękkość i gładkość oraz przedłuża trwałość szminki.

Moja opinia:
Szminka ma niezwykle piękny i intensywny kolor! Jest kremowa, ale nie za miękka. Aplikacja jest niezwykle wygodna i przyjemna. Pięknie pokrywa usta i nie wysusza ich. Suchych skórek nie posiadam, ale nie wydaje mi się żeby miała je jakoś brzydko podkreślać. Kolor utrzymuje się całkiem długo i tak szybko się "nie zjada". Zapach jest bardzo delikatny i przyjemny (jakby kawowy?), a w smaku jest praktycznie niewyczuwalna. Opakowanie całkiem solidne i przyjemne dla oka. Zatrzask na początku był ciężki we współpracy, ale po kilku razach się wyrobił.
W rzeczywistości kolor jest nieco ciemniejszy i bardziej intensywny...
...mniej więcej taki:


Zdecydowanie polecam! Jest to naprawdę dobry produkt za niewielką cenę!

Znacie już szminki Kobo Professional? Lubicie je? A może macie jakieś swoje typy, które mogłybyście mi polecić? :))

Pozdrawiam serdecznie!
bG

poniedziałek, 26 marca 2012

Recenzja: Clinique, Lash Building Primer.

W dzisiejszym poście przedstawię Wam bazę pod tusz do rzęs z Clinique.

Clinique, Lash Building Primer; 8g; 85zł.

Pielęgnacyjna baza pod tusz do rzęs. Wyjątkowe połączenie polimerów wzmacnia rzęsy i zapewnia im maksymalną objętość. Wzmacnia efekty działania tuszu, odżywia rzęsy, pogrubia je, rozdziela, utwala makijaż. Kosmetyk testowany okulistycznie.
Efekt: zwiększający objętość.


Moja opinia:
Primer ten kupiłam przy okazji innych zakupów w Douglasie. Było to kilka miesięcy temu i skorzystałam z promocji za 29,90zł. Kupiłam go w zestawie tzw 2w1 Clinique - primer + tusz do rzęs, moja wersja primera ma 4g. Dziś chciałabym powiedzieć o nim kilka słów, ponieważ z tych dwóch to on odegrał większą rolę...
Zaczynając od podstaw: jest to typowa baza pod tusz. Biała, konsystencja ok, chociaż na początku nabierało się go trochę dużo na szczoteczkę i sklejały mi się rzęsy. Po kilku użyciach ilość nabieranego primera wyrównała się co było bardzo zadowalające. Szczoteczka jest jak dla mnie przyjemna, ale już kiedyś wspominałam, że aż taka wybredna nie jestem :) Nie lubię tylko tych z bardzo rzadkim włosiem.
Sam primer pięknie wydłuża rzęsy i faktycznie je zagęszcza/pogrubia. Dzięki niemu rzęsy są niesamowicie długie i pięknie wyglądają. Zadowalający efekt uzyskiwałam w przypadku każdego tuszu, którego po nim używałam. Nie ograniczałam się tylko do Clinique.
Zauważyłam, że sam tusz najlepiej nakłada się na bazę kiedy ta jest jeszcze trochę mokra. Na zaschniętej tworzyły mi się małe grudki i rzęsy gdzieniegdzie się sklejały.
A co do wzmocnienia... U mnie było zupełnie na odwrót!! Primera używałam praktycznie na okrągło przez miesiąc. Niestety, ale moje rzęsy wykruszyły się w niektórych miejscach(!), zaczęły też bardziej wypadać. Nie sądzę żeby coś innego było przyczyną. Produkt ten radykalnie odstawiłam i zaczęłam wzmacniać swoje rzęsy TYM KREMEM. Całe szczęście, że odrodziły się na nowo! Nigdy nie miałam takiego problemu z rzęsami. Teraz, kiedy znów wyglądają jak u człowieka, primera zaczęłam używać ponownie. Tym razem z głową i tylko wtedy kiedy chcę polepszyć jakość tuszu. Lubię go używać z tuszem Wibo. Niedawno pisałam Wam o tym, że Wibo po kilku godzinach odbija się na dolnej powiece. W parze z primerem Clinique już nie ma tego defektu :)
Jaki wniosek? Jest to naprawdę fajny produkt, ale trzeba używać go z głową (przynajmniej w moim przypadku). Potrafi pięknie wydłużyć i pogrubić rzęsy. Tusz się lepiej na nim trzyma.

Używałyście tego produktu? Sprawdził się u Was?

Pozdrawiam serdecznie! :)
bG

Recenzja: Ziaja Sopot Spa, masło do ciała.

Witajcie,
Dziś nadmienię kilka słów na temat bardzo dobrze znanego większości z nas masła do ciała Ziai. Zapraszam!

Ziaja Sopot Spa, masło do ciała; 200ml; 11-14zł.
Receptura młodości: solanka sopocka, hydro-retinol, Porphyra umbilicalis, Laminaria digitata, Enteromorpha compressa, omega 3, omega 6, wit. E.

Uzupełnia niedobory lipidów. Regeneruje naturalną barierę ochronną.
Wyraźnie poprawia elastyczność i miękkość naskórka, pozostawia skórę delikatną i aksamitną w dotyku. Ma przyjemny, orzeźwiający zapach.
Wmasować grubą warstwę preparatu w oczyszczoną skórę ciała, pozostawić do wchłonięcia. Preparat wyłącznie do użytku zewnętrznego.


Moja opinia:
Poznałam już wszystkie masła do ciała Ziai. Do niektórych zdarza mi się dosyć często wracać, inne jakoś szczególnie mnie nie zachwyciły. Masło Ziaja Sopot Spa to mój drugi pojemniczek - uważam, że jest to całkiem udany produkt.
Konsystencja masła jest gęsta, ale nie twarda i bez problemu się rozprowadza. Przypomina bardziej gęsty krem. Zapach jest intensywny, ale ładny. Trochę kwiatowy, pozwolę sobie nawet na stwierdzenie, że charakterystyczny dla produktów Tołpy (jeżeli ktoś używał ich kosmetyków będzie wiedział o co chodzi). Nawilżanie określam jako dobre, ale nie jest jakieś długodystansowe. Powiedziałabym, że dla stałego efektu nawilżenia należy posmarować ciało przynajmniej raz na dobę, skóra bardzo sucha zapewne powinna sięgać po nie trochę częściej. Lubię w nim to, że wchłania się całkiem szybko, całkowicie i nie pozostawia po sobie uczucia lepkości. Ciało jest wygładzone i bardzo przyjemne w dotyku. Stwierdzę nawet, że jest skóra jest też bardziej ujędrniona!

Ziaja nie testuje na zwierzętach.

A co Wy o nim myślicie? A może macie inne swoje ulubione masła do ciała?

Pozdrawiam serdecznie!
bG

piątek, 23 marca 2012

Pastelowe Water Marble.

Witajcie :)
Wczoraj zainspirowałam się paznokciami Noncaries i postanowiłam stworzyć swoje własne arcydzieło w pastelowym wydaniu :)
Oto co mi wyszło:
Różowy lakier był moim bazowym, a resztę kolorów zmieszałam po kropelce.

Był to mój pierwszy raz i na moje nieszczęście zabrakło mi zmywacza do paznokci :P
Jednak w miarę możliwości sobie poradziłam i teraz moje oczy cieszą się pięknym i smakowitym wzorem :)

Dokładna instrukcja 'krok po kroku' znajduje się TUTAJ.

Polecam! Naprawdę świetna zabawa! :)))

BloGosia kulinarnie: Panna Cotta podana inaczej :)

Przepis, który Wam dzisiaj zaprezentuję odkryłam całkiem niedawno. Na przestrzeni dwóch tygodni musiałam go sporządzić aż trzy razy (ciekawe przez KOGO... :)))

Ja tym razem proporcje trochę zmieniłam, ale podam Wam pierwotny przepis, którym się kierowałam i kieruję nadal :)

Oto on:
- 250ml mleka
- 250ml śmietanki 30-36%
(ja zawsze kupuję 30% i używam około 200ml, bo akurat tyle ma opakowanie Zott :))
- 3 łyżki żelatyny
- 4 łyżki zimnej wody
- 4 łyżki cukru pudru
- 1 łyżka cukru waniliowego


Galaretka truskawkowa - w zależności od upodobań można rozpuścić całą wg przepisu na opakowaniu, ewentualnie pół paczki zachowując odpowiednie proporcje w stosunku do wody.
- Ilość truskawek również w zależności od upodobań i potrzeb :) Małe opakowanie w każdym bądź razie jest wystarczające.

Przebieg:
Żelatynę rozpuszczamy w zimnej wodzie. Mleko podgrzewamy i rozpuszczamy w nim cukier puder wraz z cukrem waniliowym. Następnie dodajemy żelatynę (która po rozpuszczeniu w wodzie stężeje) i mieszamy do momentu rozpuszczenia. Wlewamy śmietankę i całość podgrzewamy. Po podgrzaniu zestawiamy z ognia i studzimy.

Po wystygnięciu nalewamy do przygotowanych miseczek i wkładamy do lodówki. W tym czasie można rozpuścić galaretkę. Odstawiamy ją do ostudzenia i gdy panna cotta wystarczająco stężeje, układamy na niej truskawki i zalewamy chłodną galaretką. Wkładamy do lodówki.

Podałam kolejność, według której sama się posługuję. Niestety nie mam w domu odpowiednich naczyń do panna cotty i robię ją w pucharach. Jeżeli macie jednak do tego odpowiednie miseczki to musicie odwrócić tylko kolejność przygotowania warstw. Najpierw owoce, później galaretka i na koniec mleczna masa. Aby łatwiej było wyjąć deser z miseczek należy na kilka sekund zamoczyć je w gorącej wodzie i odwrócić do góry nogami.

SMACZNEGO!! :)

czwartek, 22 marca 2012

Recenzja: Clinique Superdefense SPF 25.

Witajcie,
Dziś chciałabym zapoznać Was z:

Clinique Superdefense SPF 25 Age Defense Moisturizer; 30ml; ok.135zł.
Kosmetyki pielęgnacyjno-nawilżające z SPF 25 są prawdziwymi talentami, a za pomocą technologii przeciwdziałania skutkom stresu na trzech poziomach, chronią skórę przed oznakami przedwczesnego starzenia skóry. Cenne substancje czynne pochodzące z morza stymulują system odpornościowy skóry i redukują poziom szkodliwych hormonów stresu. Produkcja kolagenu i elastyny przez skórę zostaje zoptymalizowana. Przeciwutleniacze, jak witamina C i E chronią przed wolnymi rodnikami, natomiast substancje łagodzące podrażnienia skóry mają kojące działanie. Ponadto Superdefense SPF 25 Age Defense Moisturizer oferuje optymalną ochronę przeciwsłoneczną dzięki nowym odpornym na światło filtrom UVA/UVB w proporcji 3:1. Efekt: Optymalnie zadbana skóra, promienista i wyglądająca młodziej oraz zachowująca naturalną witalność.
Krem mający na celu walkę z czterema czynnikami postarzającymi skórę: słońcem, zanieczyszczeniami powietrza, czasem i stresem. A to wszystko w kremie nawilżającym. Ma też za zadanie przygotować skórę do walki ze skutkami stresu w przyszłości, oraz wzmocnić jej barierę ochronną. Zapobiega zmarszczkom i przebarwieniom.
Działanie: nawilżające, SPF
Rodzaj skóry: skóra sucha, skóra mieszana

Skład: Water/Aqua/Eau, Dimethicone, Benzophenone-3 (Oxybenzone), Ethylhexyl Salicylate, Petrolatum, Butylene Glycol, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Isopropyl PPG-2-Isodeceth-7 Carboxylate, Butyloctyl Salicylate, Polyglyceryl-2 Triisostearate, Caprylic/Capric/Myristic/Stearic Triglyceride, Polyester-8, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Coffea Robusta Seed Extract, Echinacea Pallida (Coneflower) Extract, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Extract, Sea Whip Extract, Disodium NADH, Padina Pavonica (Thallus) Extract, Trehalose, Creatine, Sodium RNA, Caffeine, Nordihydroguaiaretic Acid, Sodium DNA, Astrocaryum Murumuru Seed Butter, Phytosphingosine, Linoleic Acid, Cholesterol, Ferulic Acid, Ascorbyl Tocopheryl Maleate, Algae Extract, Sodium Hyaluronate, Aminopropyl Ascorbyl Phosphate, Tocopheryl Acetate, Micrococcus Lysate, Adenosine Phosphate, Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Soy Protein, Chamomilla Recutita (Matricaria), Decarboxy Carnosine HCL, Ethylhexyl Stearate, Maltodextrin, C1-8 Alkyl Tetrahydroxycyclohexanoat e, Caprylyl Glycol, Isohexadecane, Polyethylene, Zeolite, Lecithin, Behenyl Alcohol, Hydroxyethylcellulose, Xanthan Gum, Sodium Chloride, Potassium Sulfate, Polysorbate 80, Steareth-21, Acrylamide/Sodium Acryloyldimethyltaurate Copolymer, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Sucrose, Tromethamine, Carbomer, Glycerin, Ethylhexyl Palmitate, Propylene Glycol Dicaprate, Hexylene Glycol, Disodium EDTA, Phenoxyethanol (ILN31591)


Moja opinia:
Miałam okazję wypróbować dwie miniaturki kremu po 15ml. Pierwsze, co rzuca się po odkręceniu słoiczka to zapach: jest dość ostry, alkoholowy, ale wyczuwalny raczej z bliska. Przypomina mi zapach ajerkoniaku. Po nałożeniu na twarz jest już mniej intensywny, choć wyczuwalny. Po chwili praktycznie całkowicie zanika. Konsystencja jest bardzo przyjemna! Krem jest całkiem gęsty, ale bardzo dobrze i szybko się go rozprowadza na twarzy. Nie jest to w żadnym wypadku uciążliwe jak to bywa przy tego rodzaju kremach. Wchłania się również bardzo szybko. Pod makijaż nadaje się idealnie! Nie roluje się i buzia sprawia wrażenie gładkiej i wypoczętej. Jest wydajny, wystarczy niewielka ilość by pokryć całą twarz i szyję.
Z minusów: przez chwilę od nałożenia odczuwałam delikatne szczypanie/pieczenie. Mam też wrażenie, że krem powoduje u mnie łzawienie oczu w momencie kiedy jestem odwrócona w kierunku mocno świecącego słońca. Podejrzewam, że zaczyna on wtedy "parować" i podrażnia mi przez to oczy. Mam tak zawsze wtedy kiedy używam tego kremu w słoneczną pogodę. Jestem jednak typowym wrażliwcem więc u osób, które nie są tak delikatne te objawy mogą wcale nie występować.
Kremu używałam latem i zaczęłam używać na nowo w tej chwili.
Pomimo, że nie jest to najwyższy filtr żadnych przebarwień nie dostałam, nie zauważyłam też pogorszenia się stanu skóry.
Czy polecam? Tak, ale myślę, że jest wiele innych dobrych kremów w lepszej cenie. Należy też mieć na uwadze jego mocny alkoholowy zapach - nie każdemu będzie on odpowiadać!

Dostępne są wersje dla każdego rodzaju skóry.
Z tego co wiem Clinique nie testuje na zwierzętach.

Znacie ten krem? A może macie inne godne polecenia kremy z filtrem?

Pozdrawiam serdecznie!
bG

środa, 21 marca 2012

Recenzja: Nivea Pure & Natural Action deodorant.

Witajcie,
Dziś na widelec idzie jeden z bardziej popularnych kosmetyków ochronnych dostępnych na polskim rynku.

Nivea Pure & Natural Action deodorant; 50ml; 10-12zł.

Moja opinia:
Pierwsze, co urzekło mnie w tym produkcie to zapach. Teoretycznie jest to zapach jaśminu, ale moim zdaniem nie ma on z nim wiele wspólnego, zdecydowanie bardziej przypomina mi zapach melona. Na początku tak jak wspomniałam - bardzo mi się on podobał, ale po jakimś czasie zaczął być nieco irytujący, zbyt intensywny i mdły. Osoby, które zaglądają na mojego bloga regularne pamiętają zapewne, że wcześniej używałam naturalnego deodorantu Crystal Essence, z którego byłam naprawdę bardzo zadowolona. I w momencie przejścia na Nivea pojawił się niechcący drugi minus, który bardzo mnie raził. Otóż Nivea Pure&Natural klei się pod pachami :/ Kiedyś jakoś nie przeszkadzały mi tego typu defekty, chyba nawet tak bardzo tego nie odczuwałam. Teraz jednak po skosztowaniu CE jest to dla mnie ciężki do strawienia minus. Korzystanie z tego produktu robi się nieco uciążliwe i mało przyjemne. Nie robi plam na ubraniach. Przejdę teraz do najważniejszego, czyli ochrony. Tutaj produkt oceniam jako przeciętny. Poradzi sobie raczej bez problemu jeżeli nie ma się problemu z nadmierną potliwością. Jeżeli pocicie się zbyt mocno to ten deodorant raczej sobie nie poradzi i nie zapewni Wam komfortu przez cały dzień. Jest wydajny.
Czy jestem z niego zadowolona? Powiem szczerze, że średnio. Ogólnie ochronę mi zapewnia, ale lepiąca maź i mdławy zapach dyskwalifikują kolejny jego zakup. Nie mogę doczekać się jego wykończenia i powrotu do Crystal Essence - zupełnie inna bajka!

Z moich informacji wynika, że firma Nivea testuje na zwierzętach!

Znacie ten produkt? Jakie macie zdanie na jego temat? A może macie innych swoich ulubieńców?

Pozdrawiam serdecznie!
bG

wtorek, 20 marca 2012

Blogosia uczy się czesać: odc.1 "Do trzech razy sztuka!" :)

Jedni uczą się malować, drudzy uczą się czesać :) A ja postanowiłam wziąć w obroty swoje dwie lewe ręce i zrobić coś innego niż klasyczny kucyk czy zwykły warkocz!
W odcinku pierwszym perypetii BloGosi zobaczycie pierwsze spotkanie 'sam na sam' z kłosem i będziecie miały okazję ujrzeć jego podobieństwo na mojej głowie ;)
Jestem świadoma, że oryginalny kłos powinien być drobniejszy, ale wybaczcie moim palcom - jeszcze nie są wystarczająco sprawne :)

Podejście pierwsze:

... I ogromna luka zaczynająca się od połowy! Moje palce nie wytrzymały tego całego napięcia ;)))


Podejście drugie:

Yyy...??? :) Doprawdy, nie wiem jak to skomentować :)


Podejście trzecie:

Prawda, że nie jest najgorzej? Prawda? Ta wersja już jakoś w miarę się prezentuje, oczywiście powinnam dobierać drobniejsze pasemka, ale to przyjdzie z czasem (mam nadzieję!).


Póki co jestem pełna entuzjazmu, mam nadzieję, że prędko on nie minie!

A Wy jak często eksperymentujecie z włosami? I jak Wam to wychodzi?

Pozdrawiam serdecznie!
bG

sobota, 17 marca 2012

O czeluściach mojej torebki...

Jestem strasznie wścibska i bardzo lubię zaglądać sobie co kto i gdzie ma :) Myślę, że ma tak każda z nas, tylko nie wszystkie potrafią się do tego przyznać :) Ja otwarcie mówię: uwielbiam zaglądać do łazienek, podglądać toaletki oraz damskie torebki. Chociaż gdybym miała wskazać gdzie moja ciekawość sięga zenitu wskazałabym punkt pierwszy :O Przysięgam Wam, to jest dosłownie obłęd! Czasami jak odwiedzałam znajomych to specjalnie na chwilę się ulatniałam by posiedzieć sobie w spokoju w łazience i się trochę porozglądać :D A nóż widelec może coś mnie natchnie i okaże się, że muszę dokupić to do siebie! ;) Czy to już jest jakieś zboczenie? Obawiam się, że tak, ale pracuję nad tym :)))

Bardzo lubiłam/lubię też Wasze posty na temat tego co tachacie ze sobą w mniejszych, średnich bądź ogromnych torbach :) Dziś zapoznam Was z moją!

Zapraszam!


Ta toreba została zakupiona ostatniej jesieni. Gdybyście widziały jak koło niej krążyłam! Chodząc po sklepie podchodziłam do niej ze trzy razy, za każdym ogromnie ją podziwiałam, wręcz do niej mówiłam :D Ostatecznie po trzecim podejściu uległam - zdjęłam z wieszaka i zaniosłam do kasy :) Nie żałuję, kocham ją coraz bardziej (jeżeli w ogóle można kochać torby :O)


Ma sporo skrytek. Całe szczęście, że wszystkie są na zamek!

A co w środku?

Staram się nie gromadzić masy pierdół. Kiedyś często to robiłam i uginały się dosłownie moje ramiona! Teraz myślę, że trzymam fason :)


A z rzeczy ciekawszych:


Mała portmonetka jest bardzo pomocna w momencie gdy mam za dużo drobnych. Czasami nie domykał się portfel, a przecież szkoda, żeby się zniszczył. Mam w niej tak jak sama nazwa wskazuje - drobne i monety do wózków.


Telefon + bardzo oryginalny pokrowiec :)

Pokrowiec pierwotnie należał do myszki Logitech :) Podkradłam go, bo potrzebowałam czegoś zasuwanego i miękkiego. Sprawdza się genialnie! Zawsze miałam problem z porysowanymi telefonami, a teraz moja świeżyna do kontaktowania się ze światem naprawdę jest świeżynką :))

W pokrowcu trzymam też swoją rozpiskę zajęć na siłowni wraz z cennikiem.


Kalendarz z Avanti.
Bardzo chciałam go mieć, głównie przez wizerunek pięknej MM.

Jest bardzo przejrzysty i jest w nim świetny pomocnik!


Mini torebeczka/kosmetyczka/schowek na drobiazgi.

Trzymam w nim tylko najpotrzebniejsze rzeczy: coś do ust, miniaturka perfum i lusterko. Oczywiście czasami dojdzie szminka jeżeli jest akurat w obiegu, ale prawdę mówiąc niczego więcej mi nie trzeba :)


Teraz coraz częściej zabieram ze sobą moje nowe okulary. Mają fajny pokrowiec do kompletu, ale muszę go zamienić na jakiś pancerny żeby mi się przypadkiem nie zgniotły :) Oj byłby płacz!

To by było na tyle :) Żadnych śmieci nie zarejestrowałam! Ukrywam je w kieszeniach ;)))

Pozdrawiam serdecznie!
bG

Catrice Ultimate, lakier do paznokci nr 530.

Witajcie :)
Wprowadzanie koloru ogłaszam jako rozpoczęte! Dziś postawiłam na:

Catrice Ultimate, lakier do paznokci nr 530 Up In The Air; 10ml; 9,90zł.

Piękny, nasycony niebieski kolor. Pędzelek długi, trochę spłaszczony. Konsystencja dosyć gęsta i niestety w tym przypadku trochę ciężko rozprowadzić lakier sprawnie i szybko. Nie rozlewa się po skórkach. Pierwsza nałożona warstwa teoretycznie jest do zaakceptowania, ale tylko pod warunkiem, że ma się bardzo sprawne ręce i bystre oko. Lakier potrafi niestety smużyć. Druga warstwa jest tylko uzupełnieniem i wtedy pokrycie naprawdę satysfakcjonuje. Wysycha całkiem szybko - nie jest to tempo ekspresowe, ale nie trzeba czekać też godzinami i bać się o odgniecenia. Pierwszą warstwę lakieru położyłam wczoraj wieczorem i niedługo po tym poszłam spać. Dzisiaj rano paznokcie były w stanie idealnym. Dla uzupełnienia położyłam drugą warstwę.

Efekt jaki uzyskałam prezentuje się tak:


Kolor ogólnie bardzo mi się podoba, ale nie wiem czy sięgnę po następne lakiery z Catrice. Ten mam już od około pół roku i początkowo bardzo go lubiłam. Ostatnio jednak stałam się trochę wymagająca i mając porównanie z innymi markami (trochę droższymi, trochę tańszymi) stwierdzam, że są lepsze. Dwie warstwy mnie trochę zmęczyły, nakładanie też do najprzyjemniejszych nie należało. Nie twierdzę, że to zły lakier, ogólnie jest naprawdę ok, ale nie powalił mnie na kolana.

Zapewne większość z Was zna te lakiery. Jak się u Was sprawdzają?

Pozdrawiam serdecznie!
bG

środa, 14 marca 2012

WIBO Growing Lashes, maskara pogrubiająca stymulująca wzrost rzęs

Witajcie :)
Czy Wy też macie taki problem z robieniem sobie zdjęć?? :)) Ja za żadną chorobę nie potrafiłam ująć siebie w taki sposób żebym była usatysfakcjonowana, nawet ustawienie siateczki mi nie pomogło :) Muszę na tym popracować, a tymczasem zapraszam Was do zapoznania się z wyżej wymienioną maskarą.

WIBO Growing Lashes, maskara pogrubiająca stymulująca wzrost rzęs; 8ml; ok.9,50zł.
Maskara o gęstej i niewielkiej silikonowej szczoteczce pogrubiająca rzęsy. Dzięki składnikom pielęgnacyjnym ma za zadanie dodatkowo wzmacniać rzęsy i stymulować ich wzrost.

Moja opinia:
Tusz bardzo charakterystyczny, w zielonym opakowaniu. Szczoteczka silikonowa, przypominająca jeżyka :) Według mnie bardzo wygodna w obsłudze. Generalnie ja nie wybrzydzam aż tak bardzo jeżeli chodzi o szczoteczki, lubię i takie silikonowe i takie ze zwykłego gęstego włosia. Jedynym wyjątkiem są te koszmarnie przerzedzone, bo one strasznie sklejają.
A tak prezentuje się z bliska szczoteczka Wibo:

Szczoteczka nabiera odpowiednią ilość tuszu, bez nadmiaru. Nie jest on na szczęście zbyt rzadki, konsystencja jest jak dla mnie w sam raz. Można stopniować efekt jaki chcemy uzyskać. Pierwsza warstwa wygląda bardzo naturalnie, a drugą uzyskujemy mocniejsze podkreślenie. Niestety ja się zagalopowałam i dałam już dwie warstwy, które możecie zobaczyć na moich krzywych zdjęciach :)
Rzęsy są trochę posklejane, ale mnie to nie przeszkadza, bo ostateczny efekt jest niezły. Są lekko wydłużone i pogrubione.
Jedyny minus jaki Wam zdradzę to fakt, że po kilku (4-5) godzinach od nałożenia zaczyna się lekko odbijać na dolnej powiece.
Czy polecam? Zdecydowanie tak! Za taką cenę naprawdę warto go wypróbować. Ja z pewnością sięgnę po kolejne! A tymczasem zerknijcie na galerię zdjęć :) Nie rozczesywałam rzęs dodatkowym grzebyczkiem.


Jak Wam się podoba końcowy efekt? Skusicie się na ten tusz? A może już go macie?

Z moich informacji wynika, że firma Wibo nie testuje na zwierzętach.

Pozdrawiam serdecznie!
bG

wtorek, 13 marca 2012

Recenzja: HIPP, oliwka pielęgnacyjna.

Witajcie,
Jak się domyślam - oliwkę Hipp zna już pewnie większość z Was :) Nic w tym dziwnego - jest genialna!

HIPP, oliwka pielęgnacyjna od 1 roku życia; 200ml; 12-13zł.
Skład: Helianthus Annuus Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Tocopherol, Parfum.

Moja opinia:
Opakowanie jest genialne! Świetnie wyprofilowane, z przyjemnego tworzywa i bardzo łatwo utrzymać je w dłoni, nawet mokrej. Dozownik to taki dziubek, dzięki któremu oliwka nie ma praktycznie szans na to by wylać się i otłuścić całe opakowanie.

Zapach ma cudowny! Wyrazisty, a jednocześnie delikatny i przede wszystkim nie jest męczący. Konsystencja oliwki jest trochę lejąca i nie jest tak tłusta jak inne. W skórę wchłania się naprawdę bardzo szybko i bardzo dobrze ją nawilża.
Ma szeroki wachlarz zastosowań!
- Można ją stosować bezpośrednio na ciało.
- Można wlać odrobinę do kąpieli. Stosuję ten trik od niedawna i bardzo go polubiłam. Jest to świetny sposób dla osób, które nie lubią się smarować po kąpieli. Oliwka natłuszcza całe ciało dzięki czemu nie jest wymagane ponowne nakładanie preparatów nawilżających. A jeżeli już się zdecyduję na nasmarowanie ciała - efekt jest piorunujący :)
- Metoda OCM - stosuję ją ja i oliwka Hipp jest moją bazową. Demakijaż jest bardzo dokładny, skóra pięknie nawilżona i rozświetlona. Brak wszelkiego rodzaju niespodzianek!
- Olejowanie włosów - nie używałam do tego akurat tej oliwki, ale wiem, że wiele dziewczyn owszem i są bardzo zadowolone z efektów.
- Dodawanie do balsamów/kremów - czasami pozwalam sobie na dodanie kilku kropel do wybranego mazidła do ciała. Skóra dzięki temu jest jeszcze bardziej nawilżona i wygładzona. Masa taka po jakimś czasie wchłania się całkowicie. Stosuję tę metodę jedynie wieczorami.

Minusów nie znalazłam żadnych! Cena wcale nie jest wygórowana, wydajność w normie jeżeli nie jeszcze lepsza, a skład - cudowny!
Bez dwóch zdań polecam!

Z moich wcześniejszych informacji wynika też, że Hipp nie testuje na zwierzętach. Czy ktoś może to potwierdzić? Ja niestety dzisiaj nie znalazłam tej konkretnej informacji na stronie Hipp, na której do tej pory bazowałam.

Przypominam też o rozdaniu! Można zgłaszać się tylko do dzisiaj! KLIK

Pozdrawiam serdecznie!
bG

wtorek, 6 marca 2012

Recenzja: Ziaja, dwufazowy płyn do demakijażu oczu.

Witajcie,
Dziś z mojej strony kilka słów na temat bardzo popularnego płynu do demakijażu oczu.

Ziaja, dwufazowy płyn do demakijażu oczu; 120ml; ok.6zł.
Moja opinia:
Ten płyn Ziai wiele osób miało okazję już poznać. Z tego co zaobserwowałam jedne osoby go kochały, a drugie nie były z niego zadowolone. Ja jestem gdzieś pomiędzy nimi...
Zaczynając od spraw podstawowych: opakowanie przyjemne dla oka, zgrabne, ma zakrętkę, a z samego dozownika łatwo nabrać na wacik potrzebną ilość nie rozlewając przy tym płynu po całym pomieszczeniu. Pojemność standardowa dla płynów tego typu.
Jeżeli chodzi o samo stosowanie płynu to tutaj już mam małe ale. Zacznę może od tego, że nie mam w zwyczaju używać kosmetyków wodoodpornych do makijażu. A sama Ziaja radzi sobie bardzo średnio ze zmyciem dwóch warstw zwykłego tuszu do rzęs! Po pierwsze wacik trzeba dość dobrze nasączyć, by zmywanie miało jakiś sens. Po drugie sam proces rozpuszczania trwa zdecydowanie dłużej niż wtedy kiedy używałam Bielendy Awokado. Trzeba pocierać wacikiem żeby umyć dokładnie oko. Ściąganie zwykłego tuszu jest niestety kłopotliwe i za każdym razem mam wrażenie, że powyrywam sobie jakieś rzęski.
Płyn nie uczulił mnie, oczy po nim nie szczypały. Zostawia ledwo wyczuwalną tłustawą warstewkę, ale nie przeszkadza mi ona. Uważam nawet, że jest całkiem przyjemna.
Mimo minusów zużyję ten płyn do końca, ale już po niego raczej nie sięgnę. Uważam, że jest naprawdę bardzo przyjemny pod względem estetyki, ale jaki to ma sens kiedy nie spełnia dość dobrze swojej funkcji? W moim odczuciu zdecydowanie lepszy był dwufazowy płyn awokado z Bielendy, jednak następnym razem połaszę się na zrobienie takiego płynu w domu z własnych produktów :)

Jakie macie doświadczenia z dwufazową Ziają?

Pozdrawiam serdecznie!
bG

poniedziałek, 5 marca 2012

Testowane na zwierzętach czy nie??

Witajcie,
Chciałabym poruszyć dzisiaj bardzo ważny dla mnie temat dotyczący testowania kosmetyków na zwierzętach. Nie ukrywam, że bardzo ciekawa jestem również Waszego zdania.
Sama tym tematem interesuję się już od jakiegoś czasu. Zaczęło się od oglądania koszmarnych zdjęć cierpiących, poranionych czy nawet martwych zwierząt w laboratoriach. Widziałam co z nimi robią po śmierci, jak są traktowane... Przeraziło mnie to i do tej pory nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego tak się dzieje?? Przecież mamy już XXI wiek, jest wiele innych, dużo lepszych możliwości niż zadawanie bólu niewinnym stworzeniom! Poza tym nie wiem czy wiecie, ale testowanie na zwierzętach wcale nie musi odpowiadać temu jak kosmetyk czy lekarstwo wpłynie na człowieka! Testowanie na zwierzętach to najtańsza z możliwych opcji dla firm i właśnie dlatego jest to tak praktykowane. I robią to te największe, najbogatsze firmy typu L'oreal! Czemu nie dadzą przykładu innym i nie zaczną produkować skóry odpowiadającej tej ludzkiej, skoro jest taka możliwość?
W głowie mi się to wszystko nie mieści!
Ostatnio trafiłam na wypowiedź jednej blogerki, która stwierdziła, że "woli by cierpiały zwierzątka w laboratorium niż ona" - czy to nie jest szczyt egoizmu? Ale najgorsze dla mnie w tym wszystkim jest to, że ta osoba stwierdziła tak po jednej nieprzyjemnej dla niej historii z lakierem do paznokci. Tak, kupiła go gdzieś na straganie nad morzem za 1,50zł i bardzo jej zaszkodził. Po pół roku okazało się, że owy lakier w składzie miał na drugim miejscu jakiś toksyczny rozpuszczalnik. I ta dziewczyna zamiast obwinić "firmę" o to, że dopuściła się do wprowadzenia tego toksycznego rozpuszczalnika w skład produktu, albo po prostu go unikać - obwiniła firmę o to, że nie testowała tych produktów na zwierzętach!! Najbardziej mnie ubodło jednak to, że wrzuciła wszystkie firmy, które nie testują na zwierzętach do jednego worka jako te złe, najgorsze i niebezpieczne. Jest to dla mnie wręcz śmieszne, że ludzie potrafią w ten sposób "myśleć". Że nie biorą pod uwagę innych aspektów i rozwiązań tylko uparcie trzymają się swoich "mądrości". Jak jaskiniowcy!
Pamiętam też taką jedną historię opisywaną na jednym portalu internetowym. Była tam mowa o pewnej dziewczynie, która kupiła jakieś tanie chińskie buty i dorobiła się po kilku dniach poważnych odparzeń, a było nawet zagrożenie utraty stóp! Czy ona też powinna w takim wypadku obwinić firmę o to, że nie testowała obuwia na zwierzętach, czy o to, że używała przy ich produkcji toksycznych środków bardzo niebezpiecznych dla zdrowia i życia ludzkiego?

A teraz dla zainteresowanych tematem: znalazłam bardzo ciekawą stronę odnośnie testowania na zwierzętach. Różni się ona od wykazów PETA (słyszałam wiele opinii, że nie jest ona do końca wiarygodna! podobno wiele firm osobiście nie testuje swoich produktów na zwierzętach, ale wynajmują do tego inne firmy i tak to niestety się kręci!). W każdym bądź razie na tej stronie jest kilka ciekawych pytań i odpowiedzi oraz zupełnie inna lista firm przyjaznym zwierzętom! Co ciekawe z naszych polskich znalazły się Flos-Lek, Miraculum oraz Farmona. Jest oznaczonych też kilka innych pozycji możliwych do kupienia u nas. Sama lista jest bardzo czytelna i po kliknięciu przenosi na stronę danej firmy. Zapraszam do lektury!

Najczęstsze pytania i odpowiedzi:
KLIK

Lista przyjaznych zwierzętom Firm:
KLIK


Osobiście jestem w szoku, bo myślałam, że zrobiłam w miarę duży krok wybierając teoretycznie dobre według mnie produkty. Jednak człowiek całe życie się uczy.

Jakie Wy macie zdanie o tym wszystkim?? Staracie się wybierać produkty, które nie są testowane na zwierzętach czy nie ma to dla Was znaczenia? Zapraszam do dyskusji i z góry przepraszam jeżeli wyszło z mojej wypowiedzi masło maślane, ale bardzo emocjonalnie do tego wszystkiego podchodzę.

A to moja ruda przylepa :) Wyobrażacie sobie zrobić mu krzywdę w laboratorium??




Pozdrawiam serdecznie!
bG
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...