piątek, 24 marca 2017

Pielęgnacja okolic oczu: Nacomi i Tonymoly.

Powiada się, że oczy są zwierciadłem duszy. I o ile zgadzam się z tym w stu procentach, o tyle uważam, że o okolice wspomnianego wyżej zwierciadła dbać należy. Skóra wokół oczu jest delikatna i dużo cieńsza niż na pozostałych partiach twarzy i wymaga odpowiedniej pielęgnacji. Odżywienie i nawilżenie to absolutna podstawa jeżeli chce się posiadać zdrową i młodo wyglądającą skórę. Do tego oczywiście dochodzi ujędrnienie, na którym powinno nam również zależeć.

Przyznam, że o okolice oczu nie dbałam kiedyś regularnie, ale teraz lubię ten swój codzienny rytuał. Ogólnie z nadejściem wiosny poczułam wzmożoną potrzebę dbania o siebie i przykładam się do każdej wykonywanej czynności. W tym przypadku nie może być oczywiście inaczej, zapraszam więc Was na krótką opinię dotyczącą aktualnie stosowanych kosmetyków skierowanych do pielęgnacji okolic oczu.


Ulubieńcem ostatnich miesięcy jest zdecydowanie arganowy krem pod oczy Nacomi. Kupiłam go mężowi w okresie jesiennym, ale prawdę mówiąc używamy go razem i wspólnie jesteśmy zadowoleni z jego działania. Krem posiada przyjemną, "puszystą" konsystencję i nakłada się go z dziecinną łatwością. Czasami kosmetyki nie do końca chcą współpracować podczas aplikacji i musimy się wtedy nieco bardziej gimnastykować naciągając skórę. Jak wiadomo z delikatną skórą wokół oczu lepiej nie szaleć i najbardziej wskazane w tym przypadku jest wklepywanie kosmetyków - Nacomi na szczęście o tym nie zapomina i swoim kremem ułatwia aplikację. Krem jednak nie wchłania się natychmiastowo pomimo swojej śmietankowej konsystencji. Zajmuje mu to dłuższą chwilę i dlatego używam go zazwyczaj na noc. Po wchłonięciu skóra staje się przyjemnie nawilżona, odżywiona i bardziej elastyczna. Na powierzchni pozostaje również delikatna warstwa, z której mogą być zadowolone osoby z suchą, wiotką i wymagającą skórą pod oczami. W moim odczuciu ten kosmetyk nie nadaje się niestety pod makijaż, przynajmniej dla mnie nie jest on pod tym względem odpowiedni. Na noc jest to jednak strzał w dziesiątkę! Bardzo go Wam polecam, ponieważ oprócz wyżej wymienionych zalet posiada również bardzo fajny skład oraz ma neutralny (przynajmniej dla mojego nosa) zapach.



Produktem, który używam od niedawna zamiennie z arganowym kremem Nacomi jest krem pod oczy przeciw zmarszczkom, obrzękom i cieniom z Tonymoly. Kosmetyk ten otrzymujemy w formie sztyftu, pod tym względem jest to dla mnie totalna nowość. Opakowanie również jest dosyć oryginalne i zabawne, przyjemna odmiana od tradycyjnych słoiczków i tubek.


To, co na pewno mogę powiedzieć po króciutkim czasie używania to fakt, że sztyft ten ma przyjemny, odświeżający zapach i po nałożeniu zostawia leciusieńko wyczuwalną warstewkę. Oprócz tego nie jestem w stanie niczego więcej stwierdzić, muszę go dłużej poużywać, by podzielić się z Wami bardziej rozbudowaną opinią. Obawiam się jednak wstępnie, że taka pielęgnacja na dzień mi nie wystarczy i będę musiała poratować się czymś "ekstra".

Dajcie znać po jakie kosmetyki Wy aktualnie sięgacie i jakie macie na ich temat zdanie.
A może macie jakieś doświadczenia z propozycjami od Nacomi i Tonymoly?

Pozdrawiam serdecznie!
bG

środa, 22 marca 2017

Kolorowe usta w sezonie wiosennym.

Kolorowe usta są elementem makijażu, który bardzo przyciąga mój wzrok. I choć często brakuje mi odwagi, by zdecydować się na odważny kolor to nawet i mnie zdarza się czasem mała odmiana.

Dziś chciałabym pokazać Wam trzy kosmetyki, które podbiły moje serce, dwóch stałych ulubieńców oraz jedną nowość.


Nowością, która niedawno zagościła w mojej kosmetyczce jest pomadka Make Up For Ever Artist Rouge Creme C207  w szałowym, różowym kolorze. Chociaż bardzo rzuca się w oczy i można by pomyśleć, że nadaje się wyłącznie na specjalne okazje to kilka razy zdecydowałam się jej użyć.


Jej odcień jest tak piękny, że bez skrępowania nosiłam ją na ustach przez wiele godzin. Całkiem dobrze utrzymuje się pomimo jedzenia i picia i chociaż wiadomo, że z czasem kolor się po prostu "zjada" to następuje to w estetyczny sposób. Pomadka jest również kremowa i posiada przyjemne dla oka naturalnie wyglądające wykończenie.

Kolejną pomadką i w dodatku ulubioną jest Marc Jacobs Le Marc 242 No Angel. Jest to kolor, który już od pierwszego spojrzenia skradł moje serce i wydaje mi się, że bardzo do mnie pasuje.


Le Marc podobnie jak poprzedniczka jest kremowa, a jej kolor jest bardzo nasycony. Jest to idealny odcień na co dzień, po który bardzo często sięgam. Jest nieco ciemniejszy niż kolor moich ust, ale pomimo tego wygląda bardzo naturalnie. Do tego ma przepiękne opakowanie, które cieszy oko :-)


Ostatnim kosmetykiem do ust, który chciałabym Wam dzisiaj pokazać jest konturówka Bobbi Brown w odcieniu Pale Mauve. Kiedyś zobaczyłam ją w jednym z filmików na YouTube i od tego momentu była na moim celowniku. Kiedy ją zamówiłam byłam totalnie oczarowana, bo równie pięknie wygląda na żywo, a jej kolor jest na tyle naturalny, ale jednocześnie inny, że bez skrępowania używam jej w codziennym makijażu.


Ogólnie konturówki do ust są w mojej kosmetyczce niezbędne. Mam ich kilka i sięgam po nie zamiennie w zależności od potrzeby. Nie wyobrażam sobie nałożyć szminki bez wcześniejszego obrysowania ust konturówką, ale konturówka sama w sobie ma tę przewagę nad pomadką, że mogę ją nosić solo. Tak jest właśnie z Pale Mauve. Jej przepiękny, zgaszony różowy kolor jest dla mnie wręcz stworzony i uważam, że bardzo ładnie by wyglądał u większości kobiet. Do tego konturówka ta nie wysuszyła moich ust, bardzo przyjemnie się ją również nakłada.


Te trzy kosmetyki będą prawdopodobnie najczęściej używanymi przeze mnie w sezonie wiosennym i zachęcam Was byście się im bliżej przyjrzały :-) Dajcie znać czy i Wy macie swoje typy na najbliższe miesiące i czy coś fajnego wpadło do Waszych kosmetyczek :-)

Pozdrawiam serdecznie!
bG

poniedziałek, 20 marca 2017

Demakijaż metodą OCM z olejkiem do demakijażu Nacomi.

Czy któraś z Was wyobraża sobie pójść po całym dniu do łóżka z makijażem bądź niedomytą twarzą? Ja zdecydowanie nie i jestem zagorzałą fanką mycia twarzy i poczucia naprawdę czystej skóry. By osiągnąć satysfakcjonujący efekt sięgam po różne kosmetyki i mój demakijaż jest kilkuetapowy. Dziś jednak chciałabym się skupić na jednym produkcie, który ma nam pomóc w pozbyciu się makijażu i zanieczyszczeń z całego dnia.


Bohaterem dzisiejszego wpisu będzie olejek do demakijażu Nacomi, który skierowany jest do cery suchej i wrażliwej. Zmywanie makijażu olejkami nie jest mi obce i bardzo chwalę sobie tego typu rytuał. Olejki bardzo dobrze i dokładnie potrafią rozpuścić makijaż i zanieczyszczenia, a jeżeli skład mieszanki jest dobrze dobrany do naszej cery to potrafi się ona odwdzięczyć nam pięknym i zdrowym wyglądem.
Na samym początku przygody z OCM robiłam sobie mieszanki sama - więcej o tym tutaj: klik klik.
Po jakimś czasie zaczęłam sięgać po gotowe mikstury, bardzo polubiłam między innymi bezzapachową wersję olejku z Biochemii Urody. Oprócz tego, że olejek ten był bardzo wydajny i dobrze zmywał makijaż, miał ten plus, że po zmieszaniu z wodą zmieniał się w emulsję łatwą do spłukania.

Bardzo ucieszyłam się, gdy zobaczyłam, ze marka Nacomi wzbogaciła swoją ofertę o nowe kosmetyki, w tym o olejki do demakijażu skierowane do poszczególnych typów cer. Szybko postanowiłam zamówić ten produkt, by na nowo cieszyć się dokładnie oczyszczoną i wypielęgnowaną skórą. Jaki był efekt?


Efekt był niestety przeciętny... Jak wspomniałam na samym początku, byłam nastawiona na olejek, który poza tym, że dokładnie rozpuści makijaż to będzie się również dobrze zmywać ze skóry.
Olejek Nacomi oprócz tego, że jest właściwie bezzapachowy, nie podrażnił mojej wrażliwej cery i ma naprawdę dobry skład, nie powalił mnie na kolana. Ma gęstą i bogatą konsystencję, która dosyć ciężko rozprowadza się na twarzy... Do tego z samym rozpuszczaniem makijażu radzi sobie bardzo przeciętnie, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że trzeba się naprawdę sporo namachać żeby zmyć chociażby podkład i puder, bo o oczach nie ma nawet mowy. Olejek z oporem sunie po skórze więc po podjęciu kilku prób demakijażu oczu stwierdziłam, że nie ma to większego sensu i szkoda mi moich rzęs i skóry wokół oczu. Do tego za każdym razem pojawiał się efekt zamglenia, który jest nieco denerwujący.


Chociaż przy tego typu demakijażu zawsze używam do zmycia gąbeczek Calypso, to nawet tutaj nie dały one rady wspomóc Nacomi przy oczyszczaniu skóry. Cóż, chyba nie jesteśmy sobie przeznaczeni i będę musiała znaleźć inne zastosowanie temu kosmetykowi, bo nie lubię jak coś się u mnie marnuje. Może zacznę go używać po kąpieli na jeszcze mokre ciało?

Bardzo żałuję, że olejek do demakijażu z Nacomi nie okazał się być tym, czego szukałam. Nie zraziłam się jednak do tej formy oczyszczania twarzy, ponieważ wiem, że na rynku jest wiele perełek godnych zainteresowania. Koszt opakowania zawierającego 150 ml to około 26 - 30 zł w zależności od sklepu.

Dajce znać czy i Wy macie doświadczenia z tym produktem i jakie wrażenie na Was wywarł.

Pozdrawiam serdecznie!
bG

wtorek, 14 marca 2017

Pielęgnacja włosów bez spłukiwania: kosmetyki z Klorane, Nuxe, Balea.

Jeżeli miałabym wyznaczyć jedną  jedyną obsesję dotyczącą urody, na punkcie której mam totalnego bzika to śmiało bez zastanowienia wskazałabym na włosy. Uwielbiam testować szampony, maski i inne wynalazki związane z tym tematem. Prawdę powiedziawszy gdyby nie rozsądek i wymowne spojrzenie męża mogłabym nie pomieścić swojego wymarzonego arsenału w łazience ;-)

Pewnie większość z Was wie skąd się wzięło moje zamiłowanie do pielęgnacji włosów, bo wspominałam o tym już wiele razy - kilka lat temu po powrocie z wakacji męczyłam się niemiłosiernie z problemem przesuszonej skóry, łupieżu i włosy wypadały mi wręcz ekstremalnie. Trwało to dobrych kilka miesięcy jeżeli nie do roku czasu, a ja cierpiałam i próbowałam ratować się różnymi sposobami, które okazywały się być i pomocnymi i też nie.

W chwili obecnej (odpukać w niemalowane!) moje włosy mają się dobrze. Nie wypadają nadmiernie, a na ostatniej wizycie u fryzjera usłyszałam, że są dobrze wypielęgnowane. I choć nie modeluję ich po każdym myciu, by wyglądały jak prosto z salonu to naprawdę je lubię. W ich lubieniu oczywiście pomagają mi najróżniejsze kosmetyki - no jak miałoby być inaczej? ;-)


Dziś o samym myciu i masce czy odżywce do spłukiwania pisać nie będę. Chciałabym się za to skupić na pielęgnacji nakładanej po wyżej wymienionych krokach, chodzi mi mianowicie o odżywki, sera i kosmetyki ochronne.

Kiedyś twierdziłam, że jest to zbędny krok i dziwiłam się mojej mamie, że chce jej się nakładać odżywkę bez spłukiwania. Teraz widzę, że w przypadku suchych i farbowanych włosów robi to różnicę i gdybym miała zapomnieć o tym kroku podczas któregoś mycia (co jest absolutnie niemożliwe!) to miałabym ogromnego kaca moralnego.


Latem zeszłego roku sprawiłam sobie dwa kosmetyki do pielęgnacji włosów bez spłukiwania. Była to odżywka na bazie wyciągu z granatu Klorane oraz mleczny olejek Nuxe Sun. Po odżywkę sięgam za każdym razem nakładając jej odrobinę na jeszcze wilgotne włosy. Nie wydobywam z opakowania dużej ilości kosmetyku, zazwyczaj jest to porcja mniejsza niż wielkość orzecha laskowego. Taką ilość rozcieram w dłoniach i wcieram od połowy długości włosów. Czy zaobserwowałam jakieś zmiany odkąd używam tego produktu? Na pewno tak, ponieważ włosy są jednak bardziej dociążone i nawilżone oraz są mniej podatne na puszenie. Nie jestem w stanie zapewnić Was o totalnej ochronie koloru Waszych farbowanych włosów, ponieważ moje nie są tego dobrym przykładem. Zawsze mam wrażenie, że farba wypłukuje mi się za szybko, ale myślę, że to również kwestia używanych szamponów - te przeciwłupieżowe są bardzo mocne w działaniu i choć używam ich raz na jakiś czas to nie mają litości dla koloru ;-)

Tak czy inaczej odżywkę Klorane bardzo lubię i z ręką na sercu sięgam po nią z przyjemnością. Wydajność również jest dobra, bo od początku jej posiadania zużyłam może połowę opakowania.


Razem z odżywką Klorane przywędrował do mnie nawilżająco - ochronny mleczny olejek z Nuxe Sun. W tym czasie kiedy go kupowałam był niesamowicie popularny i miało go naprawdę wiele blogerek urodowych. Ja również nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności z racji mojego zamiłowania do pielęgnacji włosów oraz marki Nuxe. Po ten kosmetyk sięgam jedynie wtedy, kiedy jest bardzo słonecznie i co się z tym wiąże - moje włosy są narażone na nadmierne płowienie i przesuszenie. To, co mogę na pewno stwierdzić to fakt, że olejek po nałożeniu daje poczucie miękkich i przyjemnych w dotyku włosów, sprawiają wrażenie lepiej nawilżonych. Do tego ten cudowny zapach, który tak kocham w kosmetykach Nuxe i jestem od niego totalnie uzależniona!
Wracając jednak do konkretów znów niestety ciężko mi stwierdzić jak sprawa wygląda z ochroną koloru, ale zapewniam Was, że włosy podczas używania tego kosmetyku naprawdę fajnie wyglądają i są tak przyjemne w dotyku, że mogę je dotykać i dotykać :-) Nie odważyłam się jednak nakładać tego kosmetyku bezpośrednio na skórę głowy, tak jak sugeruje producent, ale może kiedyś i ja sprawdzę jaki będzie efekt?


Ostatnim (ale oczywiście nie najgorszym!) kosmetykiem bez spłukiwania jest u mnie serum naprawcze do długich włosów z Balea. Mam je u siebie już bardzo długo i chociaż jest to ogromna butelka jak na tego typu kosmetyk i używam jedynie po kropelce po każdym myciu to ani trochę mi się ten produkt nie znudził! Serum ma przyjemną konsystencję, nie jest mega gęste ani specjalnie rzadkie. Dobrze rozprowadza się na włosach i odpowiednio je dociąża, ale włosy po jego użyciu nie są oklapnięte. A zapach? Cudowny! To jak pachnie ten kosmetyk to jest hit, nie czuć takiego typowego jedwabiu z czym może na pierwszy rzut oka się kojarzyć. To jest zapach niczym z salonu fryzjerskiego, niesamowicie przyjemny i przyciągający. Serum nakładam zawsze po odżywce Klorane bądź mlecznym olejku Nuxe jako podsumowanie pielęgnacji. Wbrew pozorom nie jest to zbyt dużo dla moich włosów i w mojej opinii taka dawka jest w sam raz. Włosy są bardziej zdyscyplinowane i mają ładny połysk.

I to by było wszystko jeżeli chodzi o pielęgnację włosów bez spłukiwania. Przyznam szczerze, że po powyższe kosmetyki sięgam regularnie i z przyjemnością zużyję je do końca. Polubiłam je nawet na tyle, że póki co planuję do nich powrót i po tych kilku miesiącach wcale mi się one nie znudziły!

A jak wygląda Wasza pielęgnacja włosów?
Sięgacie po odżywki bez spłukiwania lub różnego rodzaju serum?
A może macie swoich ulubieńców, do których regularnie wracacie?

Pozdrawiam serdecznie!
bG

niedziela, 12 marca 2017

Tonizowanie skóry z BIO hydrolatem z róży damasceńskiej marki Bioline.

Tonizowanie to nieodłączny element mojej pielęgnacji i nie powinna o tym zapominać również żadna z Was. Na pierwszy rzut oka ten krok wydaje się być mało istotny, ale z własnego doświadczenia i obserwacji wiem, że jego pominięcie może być zgubne dla mojej skóry. Toniki czy hydrolaty jeżeli są odpowiednio dobrane do mojej cery, potrafią zdziałać maleńkie, lecz niebywale istotne cuda. Oprócz tego, że tonizują i przywracają odpowiednie pH skórze, potrafią również nawilżyć i łagodzić ewentualne podrażnienia. Jak ja to mówię - są przystawką przed nałożeniem kolejnych porcji pielęgnacji.

Toników przetestowałam naprawdę sporo i z przyjemnością sięgam po kolejne. Generalnie staram się wybierać te kosmetyki, które nie mają w składzie alkoholu (lub jest on na szarym końcu), ale jeżeli moją uwagę przyciągnie coś z alkoholem na czele to również daję szansę takiemu kosmetykowi. Z moich obserwacji wynika, że nawet kosmetyk z pozornie gorszym składem może zdziałać fajne rzeczy na skórze, a jeżeli by się akurat taki nie sprawdził to trudno. Szukam wtedy dalej :-)

W ostatnim czasie zaprzyjaźniłam się z kosmetykami Bioline. Kupiłam ich już kilka i właśnie dziś chciałabym przedstawić Wam bio hydrolat z róży damasceńskiej,



Cytować producenta słowo w słowo nie będę, ale z etykiety możemy dowiedzieć się, że kosmetyk ma działać przeciwzmarszczkowo, łagodząco, ma nawilżyć skórę i ją zregenerować oraz poprawić koloryt. Oprócz tego przeznaczony jest do każdego rodzaju cery ze wskazaniem dla skóry dojrzałej oraz z przebarwieniami.


Wszystko oczywiście na pierwszy rzut oka zapowiada się rewelacyjnie, a ja mogę potwierdzić, że naprawdę tak jest! Zaczynając od składu - w tym przypadku nie mamy styczności ze zwykłą wodą z dodatkiem sztucznego aromatu róży. Tutaj otrzymujemy 100% rosa damascena bio w pojemności 75ml i nikt nas nie oszukuje ;-)
Kosmetyk znajduje się w szklanej buteleczce z atomizerem, co niesamowicie mi się podoba. Butelka jest ciężka i pięknie prezentuje się na półce w łazience, a atomizer rozpyla wodę jak mgiełkę i stanowi to istną przyjemność podczas aplikacji. Zazwyczaj mam obawy w związku z tego typu aplikacją, ale ten rozpylacz jest strzałem w dziesiątkę i daje efekt morskiej bryzy na skórze.
Kolejnym plusem jest cudowny zapach. Czysty aromat róży, naturalny, delikatny, ale zarazem nasycony - nie ma on nic wspólnego ze sztucznym, chemicznym zapachem jaki często różni producenci wciskają do swoich kosmetyków. A działanie? Cudowne! Moja skóra już w trakcie rozpylania hydrolatu czuje niesamowitą ulgę i odprężenie. Hydrolat naprawdę łagodzi podrażnienia i oprócz tego nawilża skórę. zazwyczaj po rozpyleniu przecieram twarz delikatnie wacikiem, ale nawet jeżeli zdarzyło się, że tego nie zrobiłam to skóra nie była ściągnięta, ale ukojona. Działania przeciwzmarszczkowego nie jestem w stanie potwierdzić, ale wierzę, że zawsze jakiś wpływ ten kosmetyk może wywierać na piękno i młodość cery, wszak ma on działanie pielęgnujące ;-)


Ja jestem oczarowana tym kosmetykiem i uważam, że jest to jeden z hitów marki Bioline. Pięknie pachnie, pielęgnuje, a przy tym nie szczypie w oczy. Nie wykluczam przetestowania w przyszłości kolejnych hydrolatów z oferty, ponieważ jest ich naprawdę duży wybór, ale najbliższa memu sercu i upodobaniom będzie zawsze wersja różana.

A Wy jakich kosmetyków używacie do tonizowania Waszej skóry?
A może pomijacie ten krok i uważacie za zbędny w pielęgnacji cery?
Jestem ciekawa Waszych opinii :-)

Pozdrawiam serdecznie!
bG

piątek, 10 marca 2017

Perełki makijażu.

Makijaż jest dla mnie ogromną przyjemnością i chwilą relaksu. Oczywiście nie jest tak zawsze, ponieważ niekiedy czuję się zmęczona na myśl o nakładaniu poszczególnych warstw i w takie właśnie dni daję skórze odpocząć.
Dzisiejszy wpis ma jednak za zadanie pokazać Wam te kosmetyki, które ostatnio bardzo mi przypasowały i z którymi raczej się nie rozstaję. Oczywiście nie jest to pełna paleta makijażowa, ponieważ brakuje przykładowo tuszu do rzęs, ale są to kosmetyki, które znacząco wpłynęły na moją codzienną rutynę.


Pierwszym ulubieńcem jest podkład Clarins Extra Comfort, który zakupiłam z myślą o jesieni i zimie. Ma on gęstą, kremową konsystencję, cudowny zapach typowy dla tej marki i oczywiście kryje na wysokim poziomie. Do tego bardzo przyjemnie się go nakłada i utrzymuje się na skórze przez wiele godzin.



Dla mnie, posiadaczki suchej skóry był bardzo dobrym wyborem i z przyjemnością do niego kiedyś wrócę. Wspaniale sprawdził się nawet w dniu mojego ślubu.

Nowością, którą mam od kilku miesięcy jest natomiast puder MAC Studio Fix, którym najczęściej utrwalam podkład. Daje on matowe wykończenie i dodatkowo kryje ewentualne nierówności, ale nałożony solo też daje radę. Naprawdę go polubiłam i jest dobrym zamiennikiem ulubieńca z Everyday Minerals.


Oprócz powyższych kosmetyków, w mojej kosmetyczce zagościła również nowość, a zarazem ciekawostka - miniaturka Smashbox Photo Finish Primer Water.


Jest to płyn, który służy mi po nałożeniu podkładu i pudru MAC. Niekiedy zdarzało mi się uzyskać zbyt matowy efekt, który nie do końca mi odpowiadał, ale po rozpyleniu wody Smashbox efekt ten jest zniwelowany, a makijaż wygląda zdecydowanie bardziej naturalnie. Świetny wynalazek!


Pełny makijaż bez użycia cieni? Raczej nie w moim przypadku. Nie mam wielu palet i jeżeli już czegoś używam to się do tego przywiązuję i nie eksperymentuję z innymi kolorami.
Kilka miesięcy temu zapragnęłam jednak koloru, który właściwie był dla mnie bardzo nieuchwytny. Czy naprawdę tak ciężko kupić piękny, nasycony i połyskujący żurawinowy cień? Ja miałam z tym ogromny problem aż do wizyty w salonie Inglot.
Kolor 450 z ich palety choć nie ma dokładnie tego wykończenia, o które mi chodziło, ma przepiękny odcień. Podobnie bardzo przypadł mi do gustu cień MAC Rich Core, po który sięgam bardzo regularnie.

A jakie kosmetyki w ostatnim czasie wywarły na Was wyjątkowo dobre wrażenie?
Może polecicie coś ciekawego?

Pozdrawiam serdecznie!
bG

wtorek, 7 marca 2017

Zużycia w pielęgnacji twarzy.

Zauważyłam ostatnio, że z większą chęcią zaczęłam sięgać po nowości. Czuję potrzebę poeksperymentowania i testowania czegoś innego, nowego, a nawet mało popularnego.
Kategoria produktów nie jest jakaś ściśle ograniczona, tak jak wcześniej można u mnie wyszukać sporo kosmetykow z naturalnym składem, ale nie skreślam oczywiście tych bardziej profesjonalnych, aptecznych lub drogeryjnych.

W związku z testowaniem nowości pojawiło się u mnie trochę zużyć w pielęgnacji twarzy. Wszystkie kosmetyki, które zobaczycie poniżej służyły mi spory kawał czasu, mam je już od zeszłego roku!

Na pierwszy ogień pójdzie kolagenowa emulsja do mycia twarzy z Clareny. Jest to jeden z nielicznych kosmetyków tej marki, który miałam okazję wypróbować i przyznam szczerze, że naprawdę jestem zadowolona z jego działania!


Emulsja jest delikatna i łagodna w swoim działaniu, ale dobrze oczyszcza twarz po nocy oraz jest fantastycznym dopełnieniem demakijażu. Oczywiście nie pieni się, ale kremowa konsystencja sprawiła, że nie musiałam martwić się o ściągnięcie skóry twarzy i związany z tym dyskomfort, którego tak bardzo chcę zawsze uniknąć.
Do tego ten fantastyczny zapach! Niczym z salonu kosmetycznego, jest luksusowy i przyciągający. Bardzo chętnie sięgnę po ten produkt ponownie :-)

Kolejnym zużytym kosmetykiem jest kolagenowy krem Clarena, który był dopełnieniem emulsji oraz toniku - tego ostatniego akurat w dzisiejszym zestawieniu brak.
O ile z emulsji i z toniku byłam zadowolona i podobało mi się ich działanie, o tyle krem był po prostu ok. Trochę za mało nawilżał moją suchą skórę, ale przypuszczam, że na brak efektu wow wpłynęła jednak pora roku... Jesienią i zimą staram się sięgać po bardziej treściwe kosmetyki.
Wrócę do tego kremu ponownie latem i mam nadzieję, że będzie wtedy strzałem w dziesiątkę!


Następny kosmetykiem, który zagościł na mojej półce był krem do twarzy na noc Biolaven Organic. Przyznam szczerze, że sama go nie kupiłam, ale wygrałam w konkursie i gdyby nie to, to prawdopodobnie długo bym się nie przekonała o tym, jakie fantastyczne ma działanie!


Ten kosmetyk działa jak plaster na moją skórę, po jego nałożeniu czuję totalne odprężenie i kopa, jakiego daje mojej cerze. Oprócz nawilżenia i odżywienia zauważyłam, że buzia staje się bardziej sprężysta i ujędrniona. Krem się dosłownie wpija w skórę i tworzy super przyjemną i dobrze przylegającą warstwę ochronną. Do tego dochodzi naprawdę przyjemny winogronowo - lawendowy zapach. Zdecydowanie sięgnę po niego ponownie i nie mogę się doczekać wypróbowania wersji na dzień, którą również u siebie posiadam. Oby była równie dobra!


Od kilku miesięcy nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez jakiegokolwiek serum. Może ze słowem "jakiegokolwiek" przesadziłam, bo w tym przypadku pierwszego lepszego nie biorę, ale przyznaję, że po prostu muszę mieć coś ekstra dla odżywienia i nawilżenia skóry.
Dłuższy czas temu zainteresowało mnie chia serum z Bioline. Bioline jest to marka, którą znam i lubię, w ofercie firmy można wyszukać naprawdę wiele ciekawych i naturalnych kosmetyków.
Z serum chia byłam bardzo zadowolona, w teorii miało dawać efekt liftingu (naprawdę na takie obietnice patrzmy z dużym przymrużeniem oka ;-)), ale ja po jego użyciu widziałam, że moja skóra była bardziej nawodniona i nawilżona.
Kosmetyk ten charakteryzował się lekką konsystencją, dużą wydajnością i przyjemnym, nieco cytrynowym zapachem. Ogólnie polecam, ale w chwili obecnej posiadam coś innego.


Ostatnim zużyciem jest totalny must have w mojej pielęgnacji dziennej - krem intensywnie nawilżający Iwostin Sensitia z spf20. Jest to krem, po który sięgam regularnie już od pięciu czy sześciu lat. Fantastycznie nawilża, nadaje się pod makijaż i chroni skórę. Do tego jest bardzo delikatny i nie podrażnia mojej wrażliwej cery. Jeżeli borykacie się z przesuszeniami i podrażnieniem to zdecydowanie Wam polecam!

I tym akcentem kończę dzisiejszy wpis. Mam nadzieję, że dowiedzieliście się czegoś ciekawego czy nowego oraz zachęcam do podzielenia się Waszą opinią na temat powyższych kosmetyków :-)

Pozdrawiam serdecznie!
bG
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...