Róża w przemyśle kosmetycznym to istne zbawienie dla wrażliwych, suchych oraz dojrzałych cer. Na jej dobroczynnych właściwościach przekonało się już wiele osób, w tym i ja, ponieważ już od lat sięgam po pielęgnację zawierającą w swoim składzie ten konkretny kwiat. Kosmetyki Make Me Bio również zyskały rzesze zwolenników, jednak krem z dzisiejszej recenzji jest pierwszym egzemplarzem z całego arsenału marki, jaki było mi dane przetestować.
Jakie właściwości w kosmetyce ma róża? Otóż są one bardzo wszechstronne, ponieważ nie dość, że nawilża ona skórę to również stymuluje syntezę kolagenu, rozjaśnia, zapobiega powstawaniu plam pigmentacyjnych, regeneruje naskórek. Krem Garden Roses zdaniem producenta ma natomiast pielęgnować skórę suchą, wrażliwą, dojrzałą, a nawet taką z tendencją do problemów skórnych - w teorii powinien regenerować, nawilżać, odżywiać, ujędrniać oraz zapobiegać powstawaniu zmarszczek. Brzmi to cudownie, nieprawdaż?
W praktyce powiem Wam, że jeżeli cenicie sobie kosmetyki naturalne to obok tego egzemplarza nie powinniście przechodzić obojętnie. Rozpoczynając od aspektów czysto wizualnych i praktycznych - krem znajduje się w szklanym, ciemnym i prostym słoiczku, który po wykorzystaniu zawartości idealnie nada się do ponownego użycia. Nie jestem zbieraczem, ale taka filozofia bardzo mi się podoba, ponieważ raz na jakiś czas sama potrzebuję niewielkiego naczynia chociażby do zrobienia domowej maseczki, a nie do końca jestem fanką sklepowych "plastikowych" rozwiązań.
Sam krem ma przyjemną konsystencję, która na pierwszy rzut oka wydaje się być dość gęsta, jednak z łatwością rozprowadza się po skórze i o dziwo wystarczy nabrać naprawdę niewielką ilość przy jednorazowym użyciu. Zapach również należy do tych, których w pielęgnacji różanej oczekuję - jest to naturalny, delikatny, a zarazem bardzo relaksujący aromat, który absolutnie nie męczy mojego wrażliwego nosa. Na skórze owszem, utrzymuje się przez jakiś czas, ale powiedzmy, że po wykonaniu makijażu całkowicie się ulatnia i przestaję go wyczuwać.
Najlepszą rzeczą jest jednak jego działanie, które widocznie odbiega od popularnych kosmetyków drogeryjnych, a ja lubię taką odmienność. Jeżeli regularnie sięgacie po kosmetyki naturalne, w tym kremy do twarzy to prawdopodobnie będziecie wiedzieć, co mam na myśli. Krem Garden Roses zaraz po rozprowadzeniu daje delikatny efekt "usztywnienia" i "zaschnięcia" na skórze, ale po chwili gdy złapie ciepło naszego ciała zaczyna się wchłaniać pozostawiając po sobie uczucie komfortu wraz z delikatną, lekko "tępą" warstwą ochronną. Nie mylcie tej warstwy jednak z typowymi silikonowymi kremami, bo nie to mam na myśli, warstwa po Garden Roses nie lepi się ani nie jest śliska, powiedziałabym raczej, że należy do tych "przylegających" do skóry. Nawilżenie jest według mnie na wysokim poziomie i zaspokaja potrzeby mojej suchej skóry, ale najbardziej cenię sobie właściwości tego kosmetyku w momencie, gdy nękają mnie różnego rodzaju podrażnienia oraz słabsza kondycja cery. W takich chwilach krem ten jest naprawdę niezastąpiony, ponieważ w widoczny sposób pozwala mojej skórze się zrelaksować oraz wyciszyć. Działa podobnie jak sama woda różana, z tym, że dzięki bogatszemu składowi ma szersze pole do popisu i rozwiązuje problemy na wielu płaszczyznach. Koi, nawilża, mam również wrażenie, że działa jak bariera chroniąca naskórek przed szkodliwym działaniem środowiska, a makijaż nałożony na ten krem również trzyma się u mnie naprawdę przyzwoicie, choć nie jest to mój absolutny ideał w tym przypadku. Biorę jednak na poprawkę fakt, że jest to kosmetyk naturalny i moja skóra naprawdę z niego czerpie więc jestem w stanie wybaczyć fakt, że stan makeupu nie jest wieczorem taki sam jak świeżo po jego wykonaniu ;-)
Krem Garden Roses z Make Me Bio możecie kupić już w wielu miejscach - w sklepach zielarskich, hurtowniach kosmetycznych, a także na stornie www.cuda.pl, gdzie kosztuje on 46,90zł. Sklep ten ma w ofercie również inne kosmetyki marki więc jeżeli potrzebujecie nieco innego działania to śmiało możecie zerknąć na asortyment sklepu.
Dajcie znać czy mieliście okazję sprawdzić na sobie działanie bohatera dzisiejszego wpisu i jakie wrażenie na was on wywarł :-) Z mojej strony to by było na tyle, jestem zadowolona z tego kremu i chętnie będę do niego w przyszłości powracała.
Make Me Bio, Garden Roses - krem dla skóry suchej i wrażliwej. |
Jakie właściwości w kosmetyce ma róża? Otóż są one bardzo wszechstronne, ponieważ nie dość, że nawilża ona skórę to również stymuluje syntezę kolagenu, rozjaśnia, zapobiega powstawaniu plam pigmentacyjnych, regeneruje naskórek. Krem Garden Roses zdaniem producenta ma natomiast pielęgnować skórę suchą, wrażliwą, dojrzałą, a nawet taką z tendencją do problemów skórnych - w teorii powinien regenerować, nawilżać, odżywiać, ujędrniać oraz zapobiegać powstawaniu zmarszczek. Brzmi to cudownie, nieprawdaż?
W praktyce powiem Wam, że jeżeli cenicie sobie kosmetyki naturalne to obok tego egzemplarza nie powinniście przechodzić obojętnie. Rozpoczynając od aspektów czysto wizualnych i praktycznych - krem znajduje się w szklanym, ciemnym i prostym słoiczku, który po wykorzystaniu zawartości idealnie nada się do ponownego użycia. Nie jestem zbieraczem, ale taka filozofia bardzo mi się podoba, ponieważ raz na jakiś czas sama potrzebuję niewielkiego naczynia chociażby do zrobienia domowej maseczki, a nie do końca jestem fanką sklepowych "plastikowych" rozwiązań.
Sam krem ma przyjemną konsystencję, która na pierwszy rzut oka wydaje się być dość gęsta, jednak z łatwością rozprowadza się po skórze i o dziwo wystarczy nabrać naprawdę niewielką ilość przy jednorazowym użyciu. Zapach również należy do tych, których w pielęgnacji różanej oczekuję - jest to naturalny, delikatny, a zarazem bardzo relaksujący aromat, który absolutnie nie męczy mojego wrażliwego nosa. Na skórze owszem, utrzymuje się przez jakiś czas, ale powiedzmy, że po wykonaniu makijażu całkowicie się ulatnia i przestaję go wyczuwać.
Najlepszą rzeczą jest jednak jego działanie, które widocznie odbiega od popularnych kosmetyków drogeryjnych, a ja lubię taką odmienność. Jeżeli regularnie sięgacie po kosmetyki naturalne, w tym kremy do twarzy to prawdopodobnie będziecie wiedzieć, co mam na myśli. Krem Garden Roses zaraz po rozprowadzeniu daje delikatny efekt "usztywnienia" i "zaschnięcia" na skórze, ale po chwili gdy złapie ciepło naszego ciała zaczyna się wchłaniać pozostawiając po sobie uczucie komfortu wraz z delikatną, lekko "tępą" warstwą ochronną. Nie mylcie tej warstwy jednak z typowymi silikonowymi kremami, bo nie to mam na myśli, warstwa po Garden Roses nie lepi się ani nie jest śliska, powiedziałabym raczej, że należy do tych "przylegających" do skóry. Nawilżenie jest według mnie na wysokim poziomie i zaspokaja potrzeby mojej suchej skóry, ale najbardziej cenię sobie właściwości tego kosmetyku w momencie, gdy nękają mnie różnego rodzaju podrażnienia oraz słabsza kondycja cery. W takich chwilach krem ten jest naprawdę niezastąpiony, ponieważ w widoczny sposób pozwala mojej skórze się zrelaksować oraz wyciszyć. Działa podobnie jak sama woda różana, z tym, że dzięki bogatszemu składowi ma szersze pole do popisu i rozwiązuje problemy na wielu płaszczyznach. Koi, nawilża, mam również wrażenie, że działa jak bariera chroniąca naskórek przed szkodliwym działaniem środowiska, a makijaż nałożony na ten krem również trzyma się u mnie naprawdę przyzwoicie, choć nie jest to mój absolutny ideał w tym przypadku. Biorę jednak na poprawkę fakt, że jest to kosmetyk naturalny i moja skóra naprawdę z niego czerpie więc jestem w stanie wybaczyć fakt, że stan makeupu nie jest wieczorem taki sam jak świeżo po jego wykonaniu ;-)
Krem Garden Roses z Make Me Bio możecie kupić już w wielu miejscach - w sklepach zielarskich, hurtowniach kosmetycznych, a także na stornie www.cuda.pl, gdzie kosztuje on 46,90zł. Sklep ten ma w ofercie również inne kosmetyki marki więc jeżeli potrzebujecie nieco innego działania to śmiało możecie zerknąć na asortyment sklepu.
Dajcie znać czy mieliście okazję sprawdzić na sobie działanie bohatera dzisiejszego wpisu i jakie wrażenie na was on wywarł :-) Z mojej strony to by było na tyle, jestem zadowolona z tego kremu i chętnie będę do niego w przyszłości powracała.
Pozdrawiam serdecznie!
bG
Bardzo przyjemny krem, miałam go :)
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńWłaśnie dziś zużyłam próbeczkę.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny kremik. Nawilża. Super!
Pozdrowionka serdeczne! :)
Fajny jest, to prawda ;-)
Usuńmiałam wersję do cery dojrzałej na noc, krem był genialny i jeszcze do niego wrócę
OdpowiedzUsuńTeż go chętnie wypróbuję!
UsuńMuszę w końcu wypróbować :D
OdpowiedzUsuńKoniecznie!
UsuńNie dla mnie on :)
OdpowiedzUsuńBywa i tak ;-)
UsuńBardzo lubię ich kremy. Ze względu na rodzaj cery bardziej pasowała mi wersja pomarańczowa i anti-age.
OdpowiedzUsuńAnti age też chcę sprawdzić na sobie.
UsuńRóżane i naturalne kosmetyki to zdecydowanie moja bajka.
OdpowiedzUsuńMoja też, uwielbiam różane kosmetyki :-)
UsuńWłaśnie go stosuję i hestem pid dużym wrażeniem 😀
OdpowiedzUsuńSuper! :-))
Usuń