Uwielbiam podkreślone kości policzkowe. Praktycznie w każdym wykonywanym makijażu sięgam po coś brązującego i staram się nie pomijać tego kroku. Dlaczego? Ponieważ mam wrażenie, że całość nabiera wtedy charakteru, a twarz staje się bardziej wyrazista.
Przez kilka lat sięgałam po różne kosmetyki dedykowane do tego celu. Swoją przygodę zaczęłam z kosmetykiem marki ELF, który pomimo swojego pięknego koloru nie był ze mną zbyt długo. Następnie w moje posiadanie wpadł kosmetyk firmy Quiz Cosmetics i o dziwo tak go polubiłam, że sięgnął dna! Kolejnym fantastycznym produktem była baza brązująca Soleil Tan De Chanel, którą uwielbiałam ogromnie i również używałam przez kilka lat. Kilka miesięcy temu chciałam poszukać czegoś nowego, innego i tak w moje posiadanie trafił kolejny kosmetyk do brązowienia marki MAC. Jak się jednak okazało jest on dla mnie ciut jasny i bardziej nadaje się na zimę, kiedy resztki mojej letniej opalenizny odchodzą w niepamięć... Tak więc zostałam z właściwie jednym bronzerem i nie bardzo wiedziałam na co postawić, by uniknąć niechcianej wpadki...
W7 Honolulu bronzer; 6g; 15zł.
I tak oto któregoś dnia podczas innych zakupów przypadkiem wpadł w moje ręce bronzer Honolulu. Dużo o nim słyszałam, dużo zdjęć obejrzałam i spontanicznie postanowiłam kupić. I choć nie zapłaciłam za niego dużej kwoty to troszkę tej decyzji żałuję...
Gdybym miała określić samą stronę wizualną to jestem jak najbardziej na tak. Oprawa jest żywcem ściągnięta z kosmetyków marki Benefit, ale nie przeszkadza mi to. Żałuję jedynie, że wieczko jest całkowicie zdejmowane, bo naprawdę ledwo trzyma się całości i raczej nie jest stworzone by wozić je w podróżnej kosmetyczce. W środku znajduje się również pędzelek i tutaj przyznam z ręką na sercu, że jest bardzo fajny i w dotyku miły niczym piórko. Nadaje się również do nakładania samego produktu, nie jest to na szczęście tylko zbędny gadżet.
Kolor kosmetyku jest przepiękny i wręcz stworzony dla mnie. Intensywny, ciepły, ale nie pomarańczowy. Idealnie naśladuje letnią opaleniznę. Jest również bardzo dobrze napigmentowany i trzeba uważać żeby nie narobić sobie nim plam. Przed aplikacją polecam zmatowić obszary, które chcecie nim podkreślić. Oprócz nie tak łatwej aplikacji nie podoba mi się w nim jeszcze coś...
Przysięgam, że taki efekt można uzyskać po dwóch maźnięciach pędzlem. Ja się czuję autentycznie jakbym robiła porządki w ogródku. Cała masa pyłku dookoła. I w opakowaniu i później w powietrzu. Jest to naprawdę czasami denerwujące. Jestem estetką i lubię jak wszystko wokół mnie wygląda nienagannie. Tutaj po każdym użyciu resztkę fruwającej "gleby" muszę dosłownie wyrzucić i wychodzi na to, że połowa bronzera tak naprawdę nie będzie dla mnie użyteczna, ponieważ ulotni się z powietrzem. I nie tłumaczy tego nawet tak niska cena jaką przyszło mi za ten kosmetyk zapłacić.
Cóż, z mojej strony to by było chyba tyle odnośnie Honolulu. Na plus zasługuje na pewno piękny kolor, który bardzo mi odpowiada oraz świetna trwałość. Bronzer nałożony rano trzyma się u mnie aż do samego demakijażu i nie tworzy z czasem nieestetycznych smug. Aplikacja pozostawia jednak wiele do życzenia i niestety nadal będę szukać swojego ideału.
A Wy sięgacie po kosmetyki tego typu?
Jacy są Wasi ulubieńcy?
Pozdrawiam serdecznie!
bG
Znam ten bronzer. Kolorek ok, ale niestety nie rozprowadza się go tak łatwo jak Hooli, ostatnio robiłam recenzję, zapraszam więc :) Pozdrawiam ciepło, miłego dnia :***
OdpowiedzUsuńBenefit ogólnie pod tym względem jest dużo bardziej "bezpieczny" :-)
UsuńDla mnie bronzer ten jest cudowny, nie mam do niego zadnych zastrzezen :)
OdpowiedzUsuńMnie się podoba jego kolor, ale nie lubię jak się tworzy ten proszek podczas nakładania na pędzel...
UsuńRównież bez bronzera nie wyobrażam sobie makijażu :) Osobiście najlepiej lubię pudry modelujące z ingota - sprawdzają sie u mnie najlepiej.
OdpowiedzUsuńZ Inglota jeszcze żadnego nie miałam :-)
UsuńBardzo nie lubię kosmetyków, które brudzą, dlatego rozumiem Twoją opinię. Sama najczęściej sięgam po brązer marki Benefit :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie nad nim się zastanawiam, mam już róż i bardzo odpowiada mi ta jakość :-)
UsuńUwielbiam bronzer, tak się do niego przyzwyczaiłam, że stosuję go codziennie z różem. Używam Catrice dla brunetek, to mój pierwszy tego typu kosmetyk i jak na razie jedyny, bo mam już drugie opakowanie. Przyznam, że ten Honolulu marzył mi się ale widzę, że ma minusy.
OdpowiedzUsuńTak, ma minusy, które strasznie mnie denerwują, ale kolor jest według mnie piękny :-)
UsuńTeż uwielbiam to, jak wygląda twarz z bronzerem :) Od razu inaczej. Choć czasem używam samego różu i też wygląda to dość ładnie i świeżo. Nie znoszę, kiedy twarz jest taka bez wyrazu, tylko z podkładem, dlatego nawet na wakacjach, gdy na buzię nakładałam tylko filtr + puder, dokładałam odrobinę subtelnego różu by nadać jej wyrazu :) Szkoda, że ten tak pyli, może spróbuj nie jeździć pędzlem po powierzchni, tylko nim jej dotknąć? Moim ulubionym bronzerem jest Kobo Sahara Sand :)
OdpowiedzUsuńNa bronzer i róż w duecie mam najczęściej fazę zimą, a tak stawiam głównie na coś do delikatnego konturowania :-) Bronzera z Kobo chyba nie widziałam, przy okazji zerknę ;-)
UsuńBasiu i nawet delikatne dotknięcie pędzlem kończy się dokładnie tak samo...
UsuńNo to naprawdę wredny dziad z niego!
UsuńTen z Kobo jest świetny (są 2 wersje kolorystyczne, mam jaśniejszy odcień bo jestem bledziochem), ale ma zgaszony odcień i raczej służy do konturowania niż ocieplania twarzy - to drugie skończyłoby się efektem odwrotnym od zamierzonego :D
No mowie Ci, wykazalam się naprawdę dobra wolą i byłam delikatna, ale nie ma szans na porozumienie :-( jak będę w Naturze to zerkne na Kobo :-)))
UsuńNo to już nie ma dla niego nadziei :) Szkoda, że połowa wyląduje w powietrzu/koszu.
UsuńMam nadzieję, że Ci się spodoba :)
Miłego dnia :)
Dzięki kochana i wzajemnie :-)))
UsuńDziękuję:))
Usuńbaaardzo rzadko używam bronzerów, a w swojej kosmetyczce mam chyba tylko jeden ;)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam bronzery i tez mi wystarczy w zasadzie jeden jeżeli będzie dobrze dopasowany :-)
UsuńUwielbiam bronzery! Chciałabym zobaczyć go na policzkach. :D
OdpowiedzUsuńJa nie zrobiłam tym razem takich zdjęć, ale w internecie jest ich cała masa ;-)
UsuńCoś musiało się zmienić bo też mam Honolulu i w życiu nie miałam takich problemów a już na pewno mój nie pyli.Czasem wszystko zależy od partii.Moi ulubieńcem ostatnio jest MUR w kolorze medium matte, matowy, piękny, nie pomarańczowy,lekko chłodnawy (chłodniejszy niż Honolulu na pewno).
OdpowiedzUsuńO popatrz to aż mi trudno uwierzyć, że Ty nie masz takich problemów jak ja :O nawet moja koleżanka, która dostała tester Honolulu powiedziała, że u niej jest to samo co u mnie :/ jesteś szczesciarą ;-)
UsuńTym wpisem przypomniałaś mi, ze muszę sprawić sobie nowy bronzer:)
OdpowiedzUsuńAaa... bo jeszcze nie masz? ;-)))
Usuńhahah :) no właśnie jeszcze nie .. mam nadzieje, ze w najbliższym czasie nabędę ;)
UsuńOstatnio mam fioła na punkcie różów i bronzer poszedł gdzieś na bok ;D
OdpowiedzUsuńOstatnio trochę przestałam używać bronzerów, tylko same róże :)
OdpowiedzUsuńszkoda że nie pokazałaś na facjacie przyjemniaczka jak sie prezentuje:)
OdpowiedzUsuńMiałam go ale go oddałam koleżance bo jakoś nie mogłam się przekonać do bronzera.
OdpowiedzUsuńMam zamiar go kupić, ale narazie mam ten od MUR :)
OdpowiedzUsuń