Kremy i kremiki - coś, do czego mam absolutną słabość od zawsze! Już od najmłodszych lat uwielbiałam stosować wszelkiego rodzaju specyfiki do pielęgnacji twarzy i bardzo często podkradałam mamie kosmetyki. Moja fascynacja trwa do dziś, jednak to, co się na pewno zmieniło to fakt, że teraz dobieram pielęgnację bardziej świadomie niż kiedyś i nie sugeruję się do końca marketingiem. Ale ale! I ja nie jestem święta i oczywiście też mam swoje słabości, czym udowadniam, że jestem tylko człowiekiem ;-) Właśnie w ten sposób, wabiona pięknym opakowaniem i ogólnymi zachwytami chwyciłam w swoje ręce bohatera dzisiejszego wpisu. Czy wyszło mi to na dobre?
Przyznam, że dawno nie widziałam tak wdzięcznego i uroczego opakowania jakiegokolwiek kosmetyku jak te pochodzące z naszej polskiej marki MIYA. To, co było dla mnie w tym przypadku ogromnym zaskoczeniem to fakt, że sama marka nie jest żadnym koreańskim cudem, a pochodzi z Polski! Przyznam, że zanim zapoznałam się bardziej z tematem, byłam pewna, że seria tych popularnych kremów pojawiła się u nas wraz z nagłą modą na wszystko co koreańskie i "wieloetapowe" - jakże mocno się myliłam! Teraz poniekąd czuję dumę, że takie fajne i dosyć oryginalne kosmetyki są nasze, krajowe!
Wybierając spośród wszystkich czterech kremów sugerowałam się głównie swoją małą słabością do kosmetyków zawierających w składzie różę. Róża pod różnymi postaciami bardzo dobrze się u mnie sprawdza i ewidentnie służy mojej wrażliwej cerze, stąd wybór był naprawdę bardzo oczywisty. Oprócz mojego kremu dostępne są wersje z masłem shea, kokosem oraz mango - myślę, że po skończeniu tego opakowania sprawdzę którąś z tych opcji.
Jakie zadanie ma spełnić krem I love Me? Według producenta ma odżywiać, nawilżać, rozświetlać, wygładzać oraz zmniejszać zaczerwienienia.
myWONDERBALM to wyjątkowy krem, w którym znajdziesz to, co najważniejsze dla Ciebie i Twojej skóry. Zawiera cenne olejki i składniki roślinne o właściwościach pielęgnacyjnych i działaniu upiększającym. Jest wygodny w użyciu. Wmasuj niewielką ilość kremu w skórę i... jesteś gotowa!
Skład różanej wersji MIYA jest według mnie godny uwagi. Oprócz wyżej wymienionego olejku różanego, który znajduje się na dziesiątym miejscu w składzie (czyli w pierwszej połowie) mamy również olejki makadamia, sezamowy i słonecznikowy, a także wyciąg z alg i witaminę E. Fajne jest to, że nawet wyciąg z alg nie znajduje się na przedostatnim miejscu, ale praktycznie zaraz za olejkiem z róży.
Wizualna wersja również jest bardzo charakterystyczna i ewidentnie zapada w pamięć, napisy producenta kojarzą się pozytywnie i aż chce się tego kremu używać. Jak jest jednak z działaniem?
Z działaniem jest prawdę mówiąc... ekstra! Spodziewałam się, że mogę być z tego kosmetyku zadowolona, ale uwierzcie mi - słowo "zadowolenie" to zdecydowanie zbyt mało!
Krem ma gęstą, naprawdę treściwą konsystencję, ale pomimo tego dobrze się go nakłada na twarz. Ja zazwyczaj nabieram odrobinę, rozcieram w dłoniach i dopiero wtedy aplikuję na skórę - mam wtedy pewność, że nie ani nie przedobrzę ani nie nałożę za mało - często bowiem Miya gości u mnie pod makijażem.
Już niewielka ilość kremu daje mi odpowiednie poczucie komfortu bez zbędnego obciążenia czy świecącej się skóry, a to lubię. Podczas dużych upałów może i jest to dla mojej cery odrobinę zbyt bogata wersja pielęgnacji, ale jeżeli chodzi o takie standardowe polskie ciepłe dni, a nawet i chłodniejsze to jest to dla mnie strzał w dziesiątkę! Uwierzcie mi, że są takie momenty, że ciężko dogodzić mojej kapryśnej buzi - nadmierne przesuszania czy podrażnienia nie zawsze mnie omijają, ale Miya I love Me z olejkiem różanym wyraźnie nawilża, odżywia i łagodzi miejsca, które tego wymagają. Mogłabym nawet stwierdzić, że jest to idealny kompres kojąco - pielęgnujący.
Więc podsumowując rzeknę tylko - brawo MIYA! Wasz odżywczy krem jest tym, czego potrzebuję i z czym jest mi zdecydowanie po drodze! Mam nadzieję, że kolejne wersje również tak mi się spodobają i że będę sięgać po nie z równie dużą przyjemnością :-)
Dajcie znać czy i Wy ulegliście czarowi kolorowych opakowań i czy równie pozytywnie zaskoczyła Was sama ich zawartość :-)
Pozdrawiam serdecznie!
bG
Napalam się na to ich nowe serum ❤❤
OdpowiedzUsuńJa powoli też!
Usuńamazing post.
OdpowiedzUsuńcheap homecoming dresses
mam ten krem, uwielbiam go za zapach, odżywczą formułę i mega nawilżenie :-)
OdpowiedzUsuńNo to piątka! :-)
UsuńMam go jeszcze w zapasach, ale testowałam wcześniej dwa inne;)
OdpowiedzUsuńJa jestem bardzo ciekawa pozostałych wersji :-)
UsuńMiałam wersję ciemnoniebieską, ale nie polubiliśmy się.
OdpowiedzUsuńCzemu?? Chciałam po nią sięgnąć zimą...
UsuńNa pewno w przyszłości wypróbuję, ale raczej wersję mango ;)
OdpowiedzUsuńJa po mango też sięgnę :-)
UsuńNie znam kremu ale mango z chęcia bym wypróbowała :)
OdpowiedzUsuńFajny jest, zdecydowanie warto go wypróbować!
UsuńCiekawa jestem czy by mi się podobał? ;) Nigdy takiego kremu nie miałam. Wygląda bardzo fajnie. Opakowanie, kolorystyka - na plus.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam weekendowo :)
Myślę, że jest to dosyć uniwersalny krem, a do tego naprawdę czuć jego działanie więc mógłby Ci się spodobać :-)
UsuńJa dostałam różany w boksie Inspired By, ale w końcu mama uprosiła mnie, żeby jej go dać ;) Ja mam ochotę wypróbować ten z mango :)
OdpowiedzUsuńTen z mango pięknie pachnie, też go wypróbuję :-)
UsuńMam ten krem w zapasie. Aktualnie używam wersji z masłem shea :)
OdpowiedzUsuńI jak się sprawdza?
UsuńŚwietnie. Jestem z niego bardzo zadowolona :)
UsuńTo dobrze wiedzieć, bo właśnie wersję z masłem shea chciałabym wypróbować zimą ;-)
UsuńJa zdecydowałam się przetestować wersję z masłem shea w lato, bo chciałam sprawdzić czy ta wersja w lato też ma szansę się sprawdzić i nie będzie spływać - okazuje się, że tak. Na noc też się świetnie sprawdza :)
UsuńNawet nie wiedziałam, że to polska marka :)
OdpowiedzUsuń