Czy lubicie innowacje w kosmetykach? A czy kuszą Was nowe rozwiązania mające ułatwić używanie różnych produktów? Przyznam, że ja jestem raczej tradycjonalistką i najbardziej lubię kosmetyki w słoiczkach, nawet za cenę szerokiej pojętej higieny podczas użytkowania. Nie mam jednak problemu jeżeli ulubiony kosmetyk znajduje się w tubce, co to to nie :-) Rozwiązanie w sprayu to dla mnie jednak zupełna nowość i z pewną obawą podchodziłam do kosmetyków Vaseline, z którymi również się wcześniej nie znałam. Czy ktoś jest ciekawy efektów naszej współpracy? Jeżeli tak to zapraszam do dalszej części wpisu!
Zaczynając od podstawy mojej oceny, czyli opisu opakowania - balsamy znajdują się w metalowych puszkach z atomizerem, dokładnie tak jak deodorant. Rozwiązanie ciekawe, dla mnie zupełna nowość. Zamysł zapewne był taki, by szybko i sprawnie nałożyć na ciało balsam i przyznam, że po części jest to wygodne, choć są również minusy. Aplikator ma jeden duży plus, mianowicie jest przekręcany i dzięki temu kosmetyk śmiało możemy zapakować na wyjazd czy wrzucić do torby na siłownię.
Puszka jest też stosunkowo lekka - kolejny plus. Fajne jest to, że spray sam w sobie działa lekko i sprawnie, do tej pory nic się nie zacięło i mnie nie zawiodło. Ilość wydobywanego produktu zależy w głównej mierze od nas samych, osobiście uważam, że lepiej nie przesadzać z ilością, bo konsystencja jest na tyle rzadka, a zarazem bogata (zapewne przez mikro kropelki wazeliny, które znajdują się w składzie), że już mała ilość wystarczy do posmarowania ciała.
To, co mi nie do końca odpowiada to to, że za każdym razem muszę miarkować z odległością jaką powinnam utrzymać pomiędzy skórą, a puszką balsamu Vaseline. Już kilka razy zdarzyło się tak, że chciałam się troszkę pospieszyć i balsam zamiast wylądować na mojej skórze, lądował na podłodze i ścianach, a uwierzcie mi - przejechać się gołą stopą na śliskiej podłodze to żadna przyjemność.
Druga rzecz, która niestety denerwuje mnie na tyle, że czasami bardzo ciężko korzysta mi się z tych kosmetyków to ich zapach. Wszystkie trzy produkty łączy według mnie ta sama baza zapachowa. Jest to coś ciężkiego, dusznego i według mnie bardzo mydlanego - bardzo ciężko mi tę woń zaakceptować. Co prawda wszystkie trzy wersje różnią się od siebie aromatem, najbardziej wyróżnia się na tym polu spray kakaowy, ale niestety nawet w nim po chwili zamiast przyjemnego kakaowego zapachu wyczuwam jedynie intensywne, ostre mydło, które utrzymuje się na skórze przez długi czas.
I choć z doraźnego "dziennego" efektu nawilżenia jestem nawet zadowolona, to jednak nie sięgnę ponownie po te kosmetyki. A czemu uważam, że nawilżenie jest na odpowiednim poziomie dziennym? Sprawa jest prosta - traktuję ten spray wyłącznie jako kosmetyk na dzień, z którego korzystam dla dodatkowego poczucia komfortu. Według mnie nie zastąpi on porządnego, prawdziwego nawilżacza po wieczornej kąpieli, a jest raczej takim dodatkiem dla podtrzymania efektu przyjemnej skóry. Cena jest dość wysoka, widziałam, że taka puszka może kosztować nawet w okolicach 25zł za butelkę 190ml. Ja niestety ponownie po te kosmetyki nie sięgnę...
Zaczynając od podstawy mojej oceny, czyli opisu opakowania - balsamy znajdują się w metalowych puszkach z atomizerem, dokładnie tak jak deodorant. Rozwiązanie ciekawe, dla mnie zupełna nowość. Zamysł zapewne był taki, by szybko i sprawnie nałożyć na ciało balsam i przyznam, że po części jest to wygodne, choć są również minusy. Aplikator ma jeden duży plus, mianowicie jest przekręcany i dzięki temu kosmetyk śmiało możemy zapakować na wyjazd czy wrzucić do torby na siłownię.
Puszka jest też stosunkowo lekka - kolejny plus. Fajne jest to, że spray sam w sobie działa lekko i sprawnie, do tej pory nic się nie zacięło i mnie nie zawiodło. Ilość wydobywanego produktu zależy w głównej mierze od nas samych, osobiście uważam, że lepiej nie przesadzać z ilością, bo konsystencja jest na tyle rzadka, a zarazem bogata (zapewne przez mikro kropelki wazeliny, które znajdują się w składzie), że już mała ilość wystarczy do posmarowania ciała.
To, co mi nie do końca odpowiada to to, że za każdym razem muszę miarkować z odległością jaką powinnam utrzymać pomiędzy skórą, a puszką balsamu Vaseline. Już kilka razy zdarzyło się tak, że chciałam się troszkę pospieszyć i balsam zamiast wylądować na mojej skórze, lądował na podłodze i ścianach, a uwierzcie mi - przejechać się gołą stopą na śliskiej podłodze to żadna przyjemność.
Druga rzecz, która niestety denerwuje mnie na tyle, że czasami bardzo ciężko korzysta mi się z tych kosmetyków to ich zapach. Wszystkie trzy produkty łączy według mnie ta sama baza zapachowa. Jest to coś ciężkiego, dusznego i według mnie bardzo mydlanego - bardzo ciężko mi tę woń zaakceptować. Co prawda wszystkie trzy wersje różnią się od siebie aromatem, najbardziej wyróżnia się na tym polu spray kakaowy, ale niestety nawet w nim po chwili zamiast przyjemnego kakaowego zapachu wyczuwam jedynie intensywne, ostre mydło, które utrzymuje się na skórze przez długi czas.
I choć z doraźnego "dziennego" efektu nawilżenia jestem nawet zadowolona, to jednak nie sięgnę ponownie po te kosmetyki. A czemu uważam, że nawilżenie jest na odpowiednim poziomie dziennym? Sprawa jest prosta - traktuję ten spray wyłącznie jako kosmetyk na dzień, z którego korzystam dla dodatkowego poczucia komfortu. Według mnie nie zastąpi on porządnego, prawdziwego nawilżacza po wieczornej kąpieli, a jest raczej takim dodatkiem dla podtrzymania efektu przyjemnej skóry. Cena jest dość wysoka, widziałam, że taka puszka może kosztować nawet w okolicach 25zł za butelkę 190ml. Ja niestety ponownie po te kosmetyki nie sięgnę...
Czy ktoś z Was miał okazję zapoznać się z balsamami w sprayu Vaseline?
Jakie były Wasze odczucia?
Pozdrawiam serdecznie!
bG